Kobieta. Poszukiwaczka piękna. Arca

Zobacz również:Trzy powody, dla których warto wybrać się na Audioriver Park Edition
Arca
fot. Unax LaFuente

Cztery płyty – każda inna i każda spójna. Arca swoje cztery, wydane w krótkim czasie, albumy zamieniła w studium humanizmu i laboratorium badania własnej tożsamości w kontekście pochodzenia, płci, seksualności i świata muzyki.

Słynne porzekadło głosi, że pisanie o muzyce jest jak tańczenie o architekturze. Że przekładanie formy audialnej na litery przedzielone interpunkcją jest ułomną próbą oddania fenomenu, który czysto teoretycznie można oddać w formie zapisu nutowego następnie przekładającego się na falę akustyczną rozchodzącą się w ośrodku sprężystym. Tak naprawdę stanowi jednak ona abstrakcyjny koncept, który swobodnie przepływa przez mózg odbiorcy lub odbiorczyni. Sam ćwiczę fach łapania esencji tego zjawiska i przekładania go na słowa. I być może największym wyzwaniem od lat jest dla mnie zmierzenie się z muzyką tej artystki. Z dźwiękami, których natura jest cielesna lub syntetyczna – przynosi natychmiastowe skojarzenia z komórkami grupującymi się w tkanki, tworzącymi następnie całą architekturę fikcyjnych, najbardziej wymyślnych organów zlepionych płynami i tkankami łącznymi najróżniejszej natury, a czasem zdaje się rojem miniaturowych nanorobotów, które niczym klucze ptaków tworzą fantazyjne kształty. Muzyka Alejandry Ghersi to studium tożsamości – płynne przeglądanie wachlarza spektrum płci i seksualności oraz wyłapywanie różnic między organicznymi bytami, a sztuczną inteligencją.

Arca jest architektką w co najmniej dwóch znaczeniach. Owszem, dźwięki zamienia w fizyczne struktury i budowle. Ale jej midasowski dotyk w służbie innych artystek i artystów porusza do przodu całe prądy muzyczne. Jej praca przy EP2 FKA twigs zrewolucjonizowała alternatywne R&B dodając do niego futurystyczne i eksperymentalne komponenty – płynne dźwięki będące idealną bazą dla poszukiwania nowych form ekspresji. Podobny wpływ wywarła na Kelelę konstruując dla niej część podkładów na zjawiskowym Take Me Apart.

Znalazła się także w gronie alchemików pomagających Kanye'emu Westowi wynaleźć kamień filozoficzny na mającym rewolucyjne zapędy Yeezusie. Prowokacyjnie wysłała raperowi najdziwniejsze bity jakie miała, a te mocno go podekscytowały. Dała drugie życie karierze Björk. Panie pracowały wspólnie przy dwóch ostatnich longplayach islandzkiej artystki – Vulnicurze i Utopii.

Arca
fot. Unax LaFuente

Ale innowacji poszukuje także jako artystka solowa. Dwie filuterne EP-ki z 2012 roku, Stretch 1 oraz Stretch 2, to zabawa z wypaczonym, glitchowym hip-hopem, która zelektryzowała diggerów poszukujących świeżych zjawisk w elektronice. Mixtape &&&&& miał w sobie więcej duchologicznej melancholii oraz korzystał z sampli i dźwięków wcześniej niemal w syntetycznym graniu niespotykanych. Debiutancki album Xen był z kolei humanistycznym statementem wspomaganym przez oprawę i wizualizacje artysty Jessego Kandy – Arca skakała pomiędzy tanecznymi polirytmiami oraz kompletną abstrakcją. Zapędy te pogłębiła jeszcze bardziej na Mutant – labiryncie wyłożonym cronnenbergowskim, zdeformowanym mięsem. Rewolucję po całej serii rewolucji przyniósł self-titled wenezuelskiej cyberdiwy, czyli Arca. Album, na którym zaczęła operować swoim quasi-operowym wokalem, by wyrazić siebie najpewniej. Dać swój głos oraz przekazać go osobom, których tożsamość nie mieści się mainstreamowych heteronormatywnych kanonach, która nadal przenikają większość płaszczyzn naszej rzeczywistości.

Wydany w połowie 2020 roku KiCk i był przełomem na wielu poziomach. Stanowił najodważniejszą w karierze Arki wyprawę w świat latynoskich dźwięków, które postanowiła przetworzyć na własną modłę, współpracując m.in. z Rosalíą, SOPHIE, Shygirl czy Björk. Ta avant-popowa osadzona w paranoicznej dyskotece odyseja otrzymała nominację do Grammy dla najlepszej Tanencznej lub Elektronicznej Płyty (ostatecznie ustępując Bubbie Kaytranady w wyniku werdyktu, który można uznać za dość kompromisowy). Sama nazwa KiCk i zapowiadała, że w pewnej perspektywie doczekamy się sequelu. Nikt nie mógł się chyba spodziewać, że w manewrze godnym ambicji Jamesa Camerona dotyczących Avatara, Arca wyda w ciągu kilku dni aż cztery następne części swojej pentalogii.

To jednak żadne wietrzenie archiwów. Wszystkie cztery albumy, podobnie jak pierwsza część cyklu, stanowią odrębne, spójne całości konsekwentnie realizujące określone koncepty. KICK ii brnie szlakiem zdeformowanego, awangardowego reggaetonu i neoperreo w poszukiwaniu dalszych kierunków rozwoju dla gatunku, który podbił w ostatnich latach cały glob. KicK iii jest najpewniej najbardziej szalonym z czterech premierowych wydawnictw. Dekonstruuje koncepty zawarte na dwóch poprzednich odsłonach i leci z nimi w okolice stratosfery w poszukiwaniu limitów ludzkich funkcji poznawczych w kontakcie z lawiną dźwięków wszelakiej natury. kick iiii zwraca się w stronę wykolejonego popu. Miesza zamglone kołysanki z echami mainstreamowych przebojów, a na kolejnych stacjach zabiera w tę międzyplanetarną podróż m.in. Shirley Manson z Garbage, Planningtorock czy Olivera Coatesa. Chwilę na specyficzne wyciszenie zapewnia kiCK iiiii, które wypełnia przestrzenny ambient i ekspansywny minimalizm. W jednym z numerów gościnnie pojawia się nawet japoński guru elektroniki Ryuichi Sakamoto.

Należy wielokrotnie podkreślić, że Arca nie wypuściła do sieci zawartości swoich twardych dysków. Skonstruowała spójną opowieść rozpisaną na cztery epizody, a każdy z nich podlany jest innymi emocjami. Pokazuje spektrum emocji jednostki, która na własne potrzeby zagina obowiązujace szerzej definicje płci i tożsamości. Do wyrażenia siebie używa zniekształconych klisz radiowych hitów oraz rzeźbionych z pomocą potencjometrów i suwaków pokracznych oraz osobliwych sampli. Arca szuka piękna, ale próbuje okiełznać także agresję i smutek, dzieli się groteskowymi spostrzeżeniami, gdy tego potrzebuje. Tym gargantuicznym projektem obejmuje też sens swojej własnej, trwającej już z powodzeniem niemal dekadę, kariery, która opiera się wykuwaniu estetycznych i ujmujących aspektów deformacji. W jej uniwersum granice między tym, co czyste, naturalne i organiczne, a tym, co sztuczne, zepsute czy anormalne zupełnie się rozmywają. W rezultacie sprawia, że pojęcie normy przestaje mieć znaczenie – piękno nie zna bowiem konwenansów i pojawia się tam, gdzie ma ochotę.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
W muzycznym świecie szuka ciekawych dźwięków, ale też wyróżniających się idei – niezależnie od gatunku. Bo najważniejszy jest dla niego ludzki aspekt sztuki. Zajmuje się także kulturą internetu i zajawkami, które można określić jako nerdowskie. Wcześniej jego teksty publikowały m.in. „Aktivist”, „K Mag”, Poptown czy „Art & Business”.