"Mank", czyli pierwszy film Davida Finchera, na którym część widzów mocno się wynudzi (RECENZJA)

Zobacz również:„Jackass” powraca! Pierwszy trailer nowego filmu to czyste szaleństwo
mank3.jpg

Takie tytuły oddzielają filmoznawców od normalnych widzów. Ci pierwsi będą Mankiem zachwyceni, reszcie może się podobać bardzo, trochę lub wcale. I kto wie, czy ta ostatnia grupa nie będzie najliczniejsza.

Masz 26 lat i kręcisz swój debiutancki obraz Obywatel Kane, który okazuje się najważniejszym filmem w historii kina. Znamy gorsze starty w zawodzie. Ciekawe, że Orson Welles, choć już uchodził za filmowe złote dziecko, nie mógł wówczas przewidzieć, jak wielką estymą będzie cieszył się jego debiut przez kolejne dziesiątki lat; zresztą o tym, dlaczego to tak ważny tytuł, pisaliśmy już w niuansowym zestawieniu 50 filmów, które najmocniej wpłynęły na współczesną popkulturę. Jeśli jeszcze go nie widzieliście - obejrzyjcie. Ale trudno powiedzieć, czy lepiej zrobić to przed seansem Manka, czy po.

Dlaczego właściwie wspominamy o Obywatelu Kane w kontekście nowej produkcji Davida Finchera? Bo Mank opowiada o tym, jak powstał debiut Orsona Wellesa. Mank, czyli Herman Mankiewicz, hollywoodzki scenarzysta, bon vivant, pijus - możecie ułożyć to w dowolnej kolejności. Właśnie trafił do jakiejś chatyny na pustyni Mojave, gdzie w 90 dni ma napisać scenariusz Kane'a. Chociaż w sumie to nie w 90, a 60, o czym dowiaduje się już na miejscu. Wena jest zdradliwa, raz jest, raz jej nie ma, tak samo jak butelek w coraz bardziej pustym barku, a pisanie mu nie idzie. Zresztą to zesłanie było niejako karą za wybryki Mankiewicza, uchodzącego w rzeczywistości - poczytajcie bardzo dobry artykuł, bazujący na wspomnieniach jego wnuka, który chwilę temu opublikowało Vanity Fair - za piekielnie zdolnego, ale i okropnie trudnego twórcę. Żeby w ogóle przeżyć, musiał pisać scenariusze kiepskich filmów, dlatego Obywatel Kane był dla niego oddechem artystycznej wolności. A przy okazji splunięciem w kierunku hollywoodzkiego establishmentu.

Parę słów o tym, dlaczego tak w ogóle było. Tytułowy obywatel Kane to filmowe odzwierciedlenie Williama Randolpha Hearsta, amerykańskiego magnata mediowego lat 30. Aby pokazać, jak faktycznie wyglądała sieć zależności w ówczesnych mediach - i w ogóle w Ameryce - film Orsona Wellesa zaprezentował historię Kane'a-Hearsta ustami sześciu osób, z których każda nakreśliła własny portret milionera. W dodatku od tyłu: zaczynamy od śmierci Kane'a, by z czasem dotrzeć do jego dzieciństwa i przez to zrozumieć, co ukształtowało go jako człowieka. Tak wówczas w kinie nie opowiadał nikt. Dość powiedzieć, że widzowie odrzucili Obywatela Kane'a, bo był zbyt zawiły. W dodatku żadna z krajowych gazet, które wydawał Hearst, nie napisała ani słowa o tym, że taki tytuł w ogóle jest w kinach. Na nowo odkryli go dopiero francuscy krytycy, skupieni w latach 50. wokół filmowego pisma Cahiers Du Cinema. Ich głosy były tak mocne, że fama Obywatela Kane'a - najlepszego filmu, jaki kiedykolwiek powstał, rozlała się po całym świecie.

mank1.jpg

I teraz tak. Jeśli czekacie na Manka z takim nastawieniem, jakby to miało być nowe Siedem, Podziemny krąg czy nawet Zaginiona dziewczyna - od razu je odrzućcie. To zupełnie inny biegun kina. Teoretycznie najbliżej mu do Social Network, bo tu też oglądamy kulisy powstania czegoś, co w jakimś stopniu zmieniło historię popkultury, ale o ile tam fabuła toczyła się linearnie, powoli odsłaniając, jak to coś powstało z niczego, o tyle w Manku cofamy się, skaczemy do przodu, historia jest opowiadana fragmentarycznie i w zasadzie nie chodzi w niej o to, by... ją opowiedzieć. Raczej pokazać złożoność procesów, które towarzyszą powstaniu filmu. Każdego - bo jeśli zna się historię Davida Finchera, to nietrudno wyczuć, jak często kieruje kamerę na siebie. Przecież potyczki Manka z przeciwnościami losu, uosobionymi pod postaciami grubych ryb z Hollywood to nic innego jak walka Finchera o swój debiutancki obraz, Obcego 3, którego ostateczna wersja była zupełnie inna niż ta, jaką sobie wymarzył. Finałowa scena, zakończona chyba najbardziej spektakularnym puszczeniem pawia w historii kina (spokojnie, niczego nie spojlujemy), pokazuje, jak ciężko działać w Hollywood i nie dać się przemielić na cynicznego producenta papki dla mas. Zresztą o tym samym poniekąd opowiadał Obywatel Kane.

MOVIE 'MANK'

Nie dziwcie się, że to Fincher, a po pół godzinie możecie być potężnie wynudzeni. Reżyser odważnie wrzuca widzów w sam środek historii, w dodatku bez żadnego przygotowania. Na ekranie pojawiają się kolejne wielkie postacie początków ery kina dźwiękowego, ale nic nie zostaje tu wyjaśnione, nie ma mowy o konwencjonalnym biopicu. Josef von Sternberg, David O. Selznick, Louis B. Mayer - dla filmoznawców to nazwiska, których nie trzeba przedstawiać, i to oni będą bawić się na Manku najlepiej. Trudno powiedzieć, czy ten ruch Finchera jest dobry, czy zły. Być może zapatrzył się na Mankiewicza i Wellsa, którzy w Obywatelu Kane też wyszli naprzeciwko przyzwyczajeniom widzów, co na krótką metę w ogóle im się nie opłaciło, ale na dłuższą - jak najbardziej. Mank będzie tym filmem, któremu wielu wystawi na Filmwebie bezpieczne 7, bo niewiele zrozumieli, ale nie wypada mniej, bo to jednak David Fincher. Ciekawe, że trzeba było dopiero mecenatu do bólu masowego Netfliksa, żeby tak radykalny projekt (scenariusz napisał ojciec reżysera, Jack Fincher, a pomysł czekał na realizację blisko 30 lat) mógł ujrzeć światło dzienne. I pewnie to Mank stanie się pierwszym tytułem Davida Finchera, który wygra Oscara za najlepszy film. Po części dlatego, że Amerykańska Akademia Filmowa kocha wracać do historii, a tu czujemy się tak, jakby ktoś wsadził nas do wehikułu czasu. Ale po części dlatego - i o tym trzeba pamiętać - że ze względu na pandemiczne szaleństwo Mank praktycznie nie będzie miał poważnej konkurencji. A w rankingu najlepszych filmów Finchera znalazłby się, niestety, bardziej niżej niż wyżej.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Współzałożyciel i senior editor newonce.net, współprowadzący „Bolesne Poranki” oraz „Plot Twist”. Najczęściej pisze o kinie, serialach i wszystkim, co znajduje się na przecięciu kultury masowej i spraw społecznych. Te absurdalne opisy na naszym fb to często jego sprawka.