Piłkarski zapychacz. Po co Anglikom Puchar Ligi?

Zobacz również:Najbardziej romantyczny beniaminek od czasów Newcastle Keegana. Czy Leeds zderzy się ze ścianą?
Chelsea FC v Manchester United - Carabao Cup Round of 16
Fot. Michael Regan/Getty Images

Kibice przez lata nazywali go „Mickey Mouse Cup”. Arsene Wenger powiedział, że nawet gdy wygra, to nie zakończy serii sezonów bez trofeum. Jose Mourinho natomiast stwierdził, że traktuje te rozgrywki na poważnie, mimo że przez większość rund wystawiał rezerwy. Puchar Ligi od zawsze wzbudzał kontrowersje, a ostatnie wystąpienie Todda Boehly’ego sprawiło, że jego temat powrócił.

Todd Boehly wywołał tę dyskusję trochę nieświadomie. Amerykanin snuł opowieści o play-offach o utrzymanie w Premier League i meczu All-Stars, co kolejny raz zwróciło uwagę opinii publicznej na napięty terminarz.

– Kiedy znajdzie datę, to niech do mnie zadzwoni – odpowiedział na konferencji prasowej Jurgen Klopp. I choć Niemiec trochę żartował z właściciela Chelsea, nie sposób mu nie przyznać racji. Na ten moment w kalendarzu nie ma miejsca ani na dodatkowe baraże, ani na pokazowe starcia gwiazd, ponieważ piłkarze oprócz meczów w lidze grają jeszcze w pucharach europejskich oraz krajowych. W tym natłoku spotkań od zawsze wątpliwości wzbudzały te w Pucharze Ligi, którego prestiż i sensowność jest coraz częściej podważana.

TRADYCJA?

Puchar Ligi w większości Europy to przeszłość. Jego powołanie miało inne przyczyny w zależności od krajów, ale jedna rzecz łączy prawie wszystkich: po pewnym czasie dano sobie z nim spokój. Symbolicznym upadkiem idei na kontynencie było zlikwidowanie go we Francji w 2020 roku.

– Została Anglia – wzdychał wtedy prezydent UEFA, Aleksander Ceferin. – Myślę, że wszyscy wiedzą, że lepiej by było, gdyby przestano go rozgrywać. Anglicy są jednak tradycjonalistami. Lubią rzeczy w formie, w jakiej istnieją od dekad – twierdził.

W podobne tony uderzył Klopp. Trener Liverpoolu zaznaczył, że z przyczyn kulturowych usunięcie tych rozgrywek byłoby błędem, ale wprowadzenie zmian jest nieuniknione. – Wszyscy mówią, jak ważny jest ten puchar. To tradycja. Dlaczego mielibyśmy go odrzucić? Niemniej trzeba go reformować, ograniczyć liczbę meczów, ponieważ sezon jest zbyt intensywny – mówił dwa lata temu.

Czy rzeczywiście Puchar Ligi odgrywa aż tak istotną rolę w brytyjskiej kulturze piłkarskiej?

PUCHAR POCIESZENIA

Po raz pierwszy o stworzeniu dodatkowych rozgrywek debatowano pod koniec lat 50. Był to kres powojennego boomu na piłkę nożną w Wielkiej Brytanii. Stadiony pustoszały, a pod względem sportowym Anglicy zostawali w tyle za Hiszpanami czy Włochami. Myślano więc nad czymś, co mogłoby podnieść poziom oraz dać brytyjskiej publiczności dodatkowe emocje i stwierdzono, że dobrym rozwiązaniem byłby nowy puchar. Pomysłodawcy uznali, że będzie to ciekawa opcja dla zespołów, które już odpadły z FA Cup. Dlatego na początku Puchar Ligi traktowano głównie jako trofeum pocieszenia.

Powołanie rozgrywek miało też drugą ważną przyczynę, której natura była stricte polityczna. Puchar Ligi stał się bronią w rękach Football League, czyli władz ligi, w konflikcie z Football Association, czyli angielskim związkiem piłki nożnej. Oba podmioty pokłóciły się o podział zysków i przez długi czas nie mogły dojść do porozumienia. Jak mówił jeden z przedstawicieli FL i głównych założycieli Pucharu Ligi, Alan Hardaker, ten ruch pomógł wywrzeć presję na federacji.

– Nie chcę, żeby prasa zakładała, że chcemy zniszczyć FA. Ale przyszedł czas na wysłuchanie naszego głosu – apelował.

Motywacje Hardakera oraz jego plan już wtedy wzbudzały duże kontrowersje. Spotkał się między innymi z krytyką ze strony „The Times”, który stwierdził, że zamiast wzrostu jakości za sprawą Pucharu Ligi Anglicy dostaną jeszcze więcej przeciętności. – Podczas gdy w Madrycie hrabia Santiago Bernabeu myśli szerzej, planując przyszłościową ligę europejską, Football League proponuje nam wprowadzenie bezużytecznego pucharu, który będziemy rozgrywać w środku tygodnia. To bez sensu zarówno dla piłkarzy i klubów, jak i kibiców – oburzano się i przewidywano szybką porażkę Hardakera.

Tak się nie stało. Wręcz przeciwnie, od strony politycznej Football League osiągnęło olbrzymi sukces. Odtąd stało się równoważnym do FA partnerem we wszelkich rozmowach z UEFĄ. Stąd między innymi wywalczenie prawa do gry w Pucharze UEFA dla zwycięzców Pucharu Ligi, które okazało się absolutnym game-changerem dla całego projektu. Ponieważ przyspieszyło proces ustanowienia Wembley stadionem-gospodarzem finału rozgrywek. A to z kolei dało powód czołowym angielskim klubom do brania w nich udziału.

KTO DA WIĘCEJ?

Problem w tym, że poziom piłkarski pozostał niezmienny. To jednak średnio interesowało Football League. Nowe rozgrywki od początku miały być bardziej polityczno-komercyjne niż sportowe, stąd też sprzedanie praw do ich nazwy, czyli coś, co byłoby nie do pomyślenia przy Pucharze Anglii.

Football League się tym nie przejmowało i po 20 latach od stworzenia Pucharu Ligi usiadło do rozmów z pierwszymi partnerami. Na początku padło na mleczarskiego producenta Milk Marketing Board, dlatego w latach 80. rozgrywki nazywano Milk Cup. Potem jego miejsce zajęła brytyjska firma bukmacherska i przemianowano je na The Littlewoods Challenge Cup.

Przez kolejne lata nazywały się jeszcze Coca-Cola Cup, Worthington Cup od metalurgicznej spółki z USA, Carling Cup od koncernu piwnego i Capital One Cup od amerykańskiego banku holdingowego. Obecnie na Puchar Ligi oficjalnie mówimy Carabao Cup, ponieważ sponsoring przejął tajlandzki producent napojów energetycznych Carabao Tawandang.

CO Z PRESTIŻEM?

Prestiż pucharu oprócz samego podejścia jego założycieli obniżają aspekty sportowe i ekonomiczne. Wracamy tu właściwie do początku, czyli problemów z napiętym terminarzem. Aktualnie nie ma żadnego czołowego klubu, który traktowałby go priorytetowo. – Puchar Ligi zaczyna się w finale – żartują niektórzy kibice, a trenerzy to potwierdzają.

Spójrzmy chociażby na ostatnich finalistów. Thomas Tuchel właściwie aż do ostatniego meczu nie wystawiał pierwszego składu, dając szansę zawodnikom bez przyszłości w drużynie, czyli na przykład Malangowi Sarrowi czy Saulowi. Klopp natomiast nawet w półfinale z Arsenalem od pierwszych minut postawił na 17-letniego Kaide'a Gordona.

Trudno im się dziwić, skoro na Pucharze Ligi nie da się nawet konkretnie zarobić. Podczas gdy za wygranie Pucharu Anglii dostaje się około 3,6 miliona funtów, największa nagroda w Pucharze Ligi to zaledwie 100 tysięcy. Już za samo dotarcie do pierwszej rundy FA Cup kluby z niższych lig mogą zgarnąć prawie 25 tysięcy funtów, a więc równoważność premii za grę w półfinale Pucharu Ligi.

Co więcej, w przeciwieństwie do Pucharu Anglii nie wszystkie mecze Pucharu Ligi są transmitowane. I gdy tam już po pierwszej rundzie suma zysków sięga 100 tysięcy funtów, tu trzeba liczyć, że telewizja w ogóle się danym meczem zainteresuje.

BRITISH CUP

Po 60 latach od stworzenia Pucharu Ligi dochodzimy do momentu, w którym nie jest on specjalnie ważny sportowo ani finansowo. Dlatego kibice oraz eksperci coraz częściej wywołują dyskusję, co można by z nim zrobić. I jeśli już ma zostać, tak jak twierdził chociażby Klopp, to jakie reformy doprowadziłby do tego, żeby stał się ciekawszy i bardziej prestiżowy.

Z interesującym pomysłem wyszedł kilka lat temu David Moyes. Według niego dobrym rozwiązaniem byłoby stworzenie brytyjskiego pucharu, w którym uczestniczyłyby też zespoły spoza angielskich rozgrywek. – Potrzebujemy jakiegoś pomysłu na przebudowę – mówił Szkot. – Nazwijmy to „British Cup”. Zaprośmy Szkotów, trochę drużyn z Irlandii Północnej, może ze dwie z ligi walijskiej. To wniosłoby coś nowego – przekonuje.

Taka idea ma na pewno wiele plusów. Przede wszystkim ułatwiłaby brytyjskim zawodnikom spoza Anglii przebicie się do większych drużyn. Brytyjski puchar byłby dla nich czymś w rodzaju witryny wystawowej. Mogliby się pokazać przed szerszą publicznością. Na dodatek jeśli utrzymalibyśmy zasadę równego podziału zysków po 45% z przychodów z biletów, kluby z Irlandii Północnej czy Walii dostałyby spory zastrzyk gotówki na rozwój.

Z drugiej strony system musiałby dawać szansę zespołom spoza Anglii przy jednoczesnym zachowaniu sportowej sprawiedliwości. W tym momencie z klubami z Premier League konkurować mogą właściwie tylko Celtic i Rangers. Druga liga szkocka jest na poziomie czwartej albo nawet piątej angielskiej, a rozgrywki w Irlandii Północnej czy w Walii równają się angielskim pół amatorom.

– Zwycięzcy krajowych pucharów mogliby automatycznie kwalifikować się do późniejszych faz tak, aby zapewniać reprezentację swojemu krajowi – proponował jeden z kibiców na Twitterze. Inny zwrócił uwagę na problemy logistyczne. – Jestem fanem pomysłu Moyesa, ale początkowe fazy muszą być regionalne – pisał. – Exeter grający w środę na wyjeździe z Aberdeen? To mogłoby być trudne – stwierdził. Oba miasta dzieli prawie 900 kilometrów, a podróż samolotem i pociągiem kosztuje średnio 400-500 funtów.

Częściowe rozwiązanie istnieje już w Pucharze Anglii, gdzie do pewnego momentu rozgrywki są podzielone na północ i południe, dzięki czemu najmniejsze kluby udają się na dłuższe wyjazdy dopiero na późniejszym etapie, kiedy koszty podróży są już dużo mniejsze od zysków z meczu. To jednak nie zdejmuje ciężaru z kibiców.

ZMIANY?

Nawet jeśli pomysł z British Cup nigdy nie wejdzie w życie, reformy w Pucharze Ligi są nieuniknione. Jak pisał we wtorek „The Times”, kluby z Premier League pracują już nad projektem „New Deal for Football”, którego jednym z punktów jest właśnie Puchar Ligi. Mówi się, że drużyny grające regularnie w Europie chcą całkowicie zrezygnować z udziału lub wystawiać w nim zespoły U21.

To diametralnie odmieni rozgrywki, w których ostatnim zwycięzcą spoza klubów Big Six było Swansea, które sięgnęło po trofeum w 2013 roku po finale z Bradford City. Mecz ten obejrzało na Wembley ponad 83 tysięcy widzów, co może sugerować, że Puchar Ligi miałby prawo bytu nawet bez największych.

Na oficjalną propozycję Premier League musimy jeszcze poczekać, ale brytyjska prasa twierdzi, że jeśli drużyny dogadają się z angielską federacją, to już od sezonu 2024/25 zobaczymy Puchar Ligi w odświeżonej formie.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Jędrzej, choć częściej występuje jako Jj. Najlepiej opisuje go hasło: londyński sound, warszawski vibe. W Drugim Śniadaniu regularnie miesza polskie brzmienia z tym, co dzieje się na Wyspach, dorzucając również utwory z amerykańskiej nowej szkoły. Afrowave, drill, trap - słyszymy się!
Komentarze 0