„W 1984 roku na igrzyskach olimpijskich w Sarajewie byłem jedynym reporterem, który podszedł do przegranego Ulagi. To była klęska, ludzie odeszli” – słowa słynnego komentatora Włodzimierza Szaranowicza przeszły już dla klasyki komentarza sportowego. Słoweniec reprezentujący Jugosławię miał zdobyć przed własną publicznością olimpijski medal. Marzenia musiał odłożyć na cztery lata.
Komentarz Włodzimierza Szaranowicza za sprawą mediów społecznościowych poniekąd stał się memem. Legendarny dziennikarz wielokrotnie wspominał o historii pochodzącego ze Słowenii reprezentanta Jugosławii, który miał zabłysnąć w Sarajewie, a ostatecznie zanotował klapę. Co tak naprawdę stoi za historią Primoża Ulagi? Dlaczego został tak dobrze zapamiętany?
TALENT ZE SŁOWENII
Zanim Ulaga pokazał się na igrzyskach w Jugosławii, miał za sobą ponad cztery sezony startów. Po raz pierwszy w konkursie Pucharu Świata pojawił się jako 17-latek. Już wtedy zaczął pokazywać talent. W drugiej połowie premierowych zmagań na domowej skoczni w Planicy zajął trzecie miejsce. Z kolei rok później miał już za sobą triumf w zawodach. W lutym 1981 roku okazał się najlepszy w Thunder Bay. Pomimo szybkiego otrzaskania się z dorosłą rywalizacją, Ulaga nie miał na koncie żadnych międzynarodowych medali. Rywalizując z seniorami brał udział w mistrzostwach świata juniorów, ale tylko raz załapał się do czołowej dziesiątki.
Na kolejny mały sukces, Słoweńcowi przyszło czekać aż do 1983 roku. W międzyczasie zetknął się z mistrzostwami świata seniorów w Oslo, które kompletnie mu nie wyszły. Wspomnianym osiągnięciem było ponowne podium na rodzimej ziemi. Najpierw na Planicy przegrał tylko z Mattim Nykaenenem, by dzień później samemu okazać się najlepszym w stawce. Ulaga skończył sezon jako osiemnasty zawodnik klasyfikacji generalnej. Nie miał powodów do niezadowolenia, ale raczej nie myślał jeszcze wtedy realnie o podium w Sarajewie.
OJCZYZNA PATRZY
W stolicy obecnej Bośni i Hercegowiny przez sześć lat przygotowano się na najważniejszą zimową imprezę czterolecia. Choć sytuacja ekonomiczna nie sprzyjała (kilkudziesięcioprocentowa inflacja), za żelazną kurtyną postanowiono zbudować wielkie areny, których nie powstydziliby się na zachodzie. Aby wypaść jak najlepiej, gospodarze potrzebowali też sukcesu sportowego. Przed 1984 rokiem nie mieli na koncie ani jednego medalu olimpijskiego na zimowej imprezie.
Zmienić to miał Ulaga, który w sezon olimpijski wszedł w rewelacyjnej formie. Inauguracyjne zawody w Kanadzie zakończyły się porażką, lecz następnego dnia na tym samym obiekcie uplasował się tuż za podium. Z kolei w kolejnym, amerykańskim weekendzie „wyskakał” pierwszą i drugą lokatę. Reprezentant z bloku wschodniego do lutego siedmiokrotnie meldował się w pierwszej dziesiątce (trzy razy na podium). Na igrzyska przyjeżdżał jako piąty skoczek w klasyfikacji PŚ.
Miliony rodaków widziały w nim nowego medalistę. Dodatkowo organizatorzy-krajanie starali się stworzyć mu jak najlepsze warunki do skakania. Na Igman wprowadzono nowinkę – sztucznie mrożony rozbieg. W rozmowie z TVP Sport Janusz Malik, skoczek, który także rywalizował na tamtych igrzyskach, wspominał, że miało to pomóc Uladze w pokonaniu najgroźniejszych rywali.
– Wcześniej z nim skakałem w Czechosłowacji, Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, w Turnieju Czterech Skoczni. Jak były plusowe temperatury, mokry najazd, on zawsze miał problemy. A jeśli rozbieg był przymrożony, zawsze prowadził. Pasowało mu to, miał taki układ najazdu i chcieli to wykorzystać. Gdyby im się udało, miałby bardzo duże szanse na świetny wynik. Startował jako faworyt – opowiadał skoczek, który w sezonie 1983/84 raz stanął na podium konkursu PŚ.
Paradoksalnie, nadgorliwa pomoc gospodarzy wyrządziła więcej złego niż dobrego. Nie tylko Uladze, ale i reszcie jugosłowiańskich skoczków, którzy nie byli przyzwyczajeni do nowego rozbiegu. Feralny dzień – 12 lutego 1984 roku – był tego dobitnym przykładem. Zmrożony rozbieg sprawił, że Słoweniec omal nie upadł już podczas zjazdu. Udało mu się zapanować nad sytuacją, ale finalnie spóźnił skok i wylądował przed 60. metrem. Gwoli ścisłości, punkt konstrukcyjny skoczni umiejscowiono trzydzieści metrów dalej.
Skoczek uzyskał najgorszą notą w całej stawce. Reprezentant Hiszpanii, będący przedostatni, miał nad nim ponad dwadzieścia punktów przewagi. Jeden skok przekreślił marzenia Ulagi o medalu na normalnej skocznie. Szaranowicz wspominający o „odchodzących ludziach” nie miał na myśli kilkunastu osób. Z areny zmagań zniknęło tysiące Jugosłowian rozczarowanych wpadką ich faworyta. Nastrojów nie zmienił solidny ponad 80-metrowy skok w drugiej serii. Jugosławię ogarnęła sportowa żałoba.
– Do dziś dobrze pamiętam ten występ. Oczekiwania były ogromne, ale ogólnie jako reprezentacja narodowa niewiele osiągnęliśmy poza Jure Frankiem (wicemistrzem w narciarstwie alpejskim – przyp. M.W). Już w przygotowaniach popełniliśmy błąd, bo trenowaliśmy w zupełnie innych warunkach niż te, które mieliśmy na zawodach. W końcu okazało się, że na arenach olimpijskich stworzyliśmy dla innych lepsze warunki niż dla siebie – wspominał 35 lat po tamtych zdarzeniach Ulaga w rozmowie dla bałkańskiego oddziału Al-Jazeery.
SUKCES PO ROZCZAROWANIU
Występ na dużej skoczni miał być rehabilitacją. Poniekąd spełnił tę funkcję, ale raczej w kontekście zdrowia psychicznego Ulagi. Zajął trzynaste miejsce, tracąc 46 punktów do zwycięzcy, Nykaenena. Nie był jednak nawet najlepszym reprezentantem kraju, bo niespodziewanie dwie pozycje przed nim rywalizację ukończył Tomaż Dolar. Dla cztery lata młodszego kolegi stanowiło to najlepszy wynik w całej indywidualnej karierze.
Choć wspominając karierę Ulagi bardzo wiele mówi się o igrzyskach w Sarajewie, to należy wspomnieć, że zdecydowanie lepiej radził sobie po nich. Rok po omawianych wydarzeniach zdobył srebro na Uniwersjadzie. Co prawda znów zawiódł na mistrzostwach świata (1985 i 1987), ale wkrótce czekał go życiowy sezon 1987/88. Znów szykował się na igrzyska i znów przed nimi prezentował wyborną dyspozycję. Na miesiąc przed imprezą docelową dwukrotnie kończył rywalizację w konkursach PŚ tylko za jednym zawodnikiem.
W przypadku zawodów w Calgary po raz kolejny pasowałoby słowo „znów”, bo ponownie w rywalizacji indywidualnej Ulaga sobie nie poradził. Na skoczni normalnej uplasował się na 30., a na dużej na 40 pozycji. Show wszystkim skradł Nykaenen, triumfator obu konkursów. Kolejne złoto dołożył w rywalizacji drużynowej. Ta wyszła znakomicie również kadrze Jugosławii. Ekipa w składzie Ulaga, Matjaa Żupan, Matjaz Debelak i Miran Tepes straciła jedynie 8.9 punktów do Finów, zajmując drugie miejsce. Po czterech latach spóźnienia, rodacy otrzymali wyczekiwany medal olimpijski. Niecałe dwa tygodnie później, podczas mistrzostw świata w lotach, Ulaga w końcu osiągnął indywidualny sukces. Z Oberstdorfu wyjeżdżał ze srebrem, przegrywając tylko z Norwegiem Ole Gunnarem Fidjestoelem.
Ulaga zakończył życiowy sezon trzecim miejscem w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Wielki wpływ miała na to końcówka sezonu. Na dobrze mu znanych obiektach w Planicy wygrał dwa konkursy i zajął miejsce na podium wraz z Pavlem Plocem i gwiazdą tamtego okresu, Nykaenenem.
ŻYCIE DZIAŁACZA
Rok 1988 był szczytem osiągnięć Słoweńca. Skakał jeszcze przez cztery lata. Przez ten okres dwukrotnie „wlatywał” do podium konkursów PŚ (oba zdarzenia miały miejsce w 1990 roku). Nie potrafił jednak utrzymać formy na dłużej. W wieku 30 lat zakończył karierę, skupiając się na biznesach oraz pracy w Słoweńskim Związku Narciarskim.
Działalność w roli prezesa federacji przyniosła mu również konflikt z prawem. Był oskarżony o wyłudzanie od skoczków i trenerów prowizji za podpisywanie umów ze sponsorami. Ulaga mocno zaangażował się w przyciąganie firm, ale później rzekomo żądał swojej doli. Sprawę póki co odroczono na czas nieokreślony. Jeśli nic się nie zmieni, w przyszłym roku ulegnie przedawnieniu.
Historia Ulagi nie byłaby znana w naszym kraju, gdyby nie komentarz legendarnego Szaranowicza. Przypadków sportowców, którzy zawiedli na najważniejszych imprezach, historia zna wiele. Reprezentant Jugosławii miał sporo argumentów, by odnieść sukces, ale nawet w szczycie formy trudno było go typować jako murowanego faworyta do medalu na igrzyskach. Takie przewidywanie dotyczyły w tamtym czasie głównie Nykaenena czy Jensa Weissfloga. Słoweniec bywał solidny, ale dla Polaków i tak na zawsze będzie kojarzył się z „jedynym reporterem”.
Komentarze 0