Manifesty polityczne odegrały ważną rolę na mundialu w Katarze. I choć ostatecznie zapamiętamy go głównie z mistrzostwa Leo Messiego czy geniuszu Kyliana Mbappe, to i tak przejdzie on do historii jako najbardziej polityczny turniej od lat.
Kompromitacja Belgii czy Niemiec, szybkie odpadnięcie Brazylii, zamieszanie wokół Cristiano Ronaldo. Mundial w Katarze dostarczył nam więcej opowieści niż kilka ostatnich turniejów razem wziętych. Nie wszystkie jednak dotyczyły stricte sportu, wiele z nich zdecydowanie wybiegało poza jego ramy.
Przez ostatni miesiąc nieodłącznym elementem meczów stały się manifesty polityczne i symboliczne gesty. I choć ostatecznie nie przyćmiły one tego, co działo się na boisku, to też właśnie dzięki nim te mistrzostwa świata przejdą do historii.
Wolność, życie, kobiety
Tuż przed mundialem wybuchła debata na temat udziału Iranu w tym mundialu. Wielu zbulwersował fakt, że Rosja została wykluczona, a Iran, czyli rosyjski sojusznik i dostawca broni, którego władze prześladują obywateli – nie. Sam się do niej włączyłem, twierdząc, że dla reżimu obecność irańskich piłkarzy może być niewygodna. Dlatego odebranie im możliwości gry miałoby przeciwny skutek.
W Katarze Irańczycy dostali możliwość, żeby zwrócić uwagę świata na sytuację w ich kraju, i ją wykorzystali. Przed meczem z Anglią piłkarze odmówili śpiewania hymnu, czym tak narazili się politykom, że ci zaczęli grozić ich rodzinom. To ograniczyło możliwości przed kolejnymi spotkaniami, ale reakcje na strzelane bramki czy wspólne modlitwy po ostatnim gwizdku niosły za sobą jasny przekaz – “Irańczycy, razem jesteśmy z Wami”.
Podobnie było na trybunach, gdzie irańscy kibice wywieszali flagi z hasłem, które towarzyszy walce o prawa człowieka, czyli “Wolność, życie, kobiety”. Podczas starcia z Walią fotoreporterzy skupili się na jednej z fanek, która przyszła na stadion w makijażu naśladującym krew, a w ręku trzymała koszulkę z nazwiskiem Mahsy Amini, czyli 22-latki, której śmierć stała się symbolicznym początkiem walki z radykalnie muzułmańskim reżimem.
Palestyna wygranym mundialu
Nie grali, ale wygrali. Palestyński paradoks był możliwy właściwie tylko dzięki temu, że turniej odbył się w Katarze. Nie chodzi tu oczywiście o sukces sportowy, tylko polityczny. Właściwie każdemu meczowi towarzyszyło hasło “Free Palestine”. Na każdym stadionie wisiały palestyńskie flagi, a w strefach kibica grano palestyńskie piosenki. Jeśli przez pandemię czy wojnę w Ukrainie świat zapomniał o konflikcie w Strefie Gazy, to podczas mistrzostw na pewno sobie przypomniał.
Jak pisałem kilka dni temu, Katarczycy to historyczni sojusznicy Palestyny, którzy nie tylko udzielają jej ogromnej pomocy finansowej, ale też wspierają politycznie na arenie międzynarodowej, dlatego w Strefie Gazy Katar traktowano jak własną reprezentację. Kiedy tylko gospodarze odpadli, Palestyńczycy przerzucili się na Maroko, którego piłkarze także ich wspierali. Po wygranej z Hiszpanią cała reprezentacja pozowała do zdjęć z palestyńską flagą.
Polityczne zwycięstwo Kataru
Zapowiadany przez niektórych bojkot Kataru okazał się tylko pustym sloganem, który nie niósł za sobą nic poza pojedynczymi protestami kibiców z Niemiec czy Skandynawii. Politycznie Katar wygrał, co widzieliśmy podczas samych transmisji meczów. W finale po każdej bramce Kyliana Mbappe realizator kierował kamerę na skaczącego z radości Emmanuela Macrona. Prezydent Francji obejrzał to spotkanie w towarzystwie Gianniego Infantino i przedstawicieli katarskich władz.
To tylko przykład, bo do Kataru przyjeżdżali politycy z całego świata. Widzieliśmy brytyjskich posłów, premiera Holandii, sekretarza stanu USA czy tureckiego prezydenta. To ostateczny dowód na to, że Katar wreszcie zaistniał na arenie międzynarodowej. Pomogły mu w tym sankcje na Rosję, które zwiększyły jego rolę w gospodarce zachodniej oraz właśnie mundial.
Dziś Katar to nie państewko z półwyspu arabskiego, a poważny gracz. Fatalna postawa katarskich piłkarzy specjalnie nikogo nie przejmuje.
Burza wokół tęczy
– FIFA jasno zakomunikowała, że tęczowe opaski mogą oznaczać bezpośrednie kary dla kapitanów. Jako federacje nie możemy narażać naszych zawodników, dlatego poprosiliśmy, aby z tego zrezygnowali – napisali we wspólnym oświadczeniu przedstawiciele między innymi Niemiec, Anglii czy Walii. Europejczycy nie chcieli iść na noże z organizatorami, mimo odważnych deklaracji przed turniejem.
Nie oznacza to jednak, że protestów w ogóle nie było. Najszerszym echem odbiło się zachowanie Niemców, którzy przy pozowaniu do zdjęcia przed meczem z Japonią symbolicznie zasłonili usta. – Nie chodzi o manifest polityczny. Prawa człowieka to kwestia niepodważalna – czytamy w komentarzu niemieckiego związku.
Ich gest spotkał się z dużym poparciem w Europie, ale nie zabrakło też słów krytyki. Arsene Wenger uznał, że to nie przez brak skuteczności, a właśnie przez “skupianie się na innych rzeczach niż futbol” Niemcy tak szybko odpadli z turnieju. Nie przekonał go za bardzo fakt, że klękający przed meczami Anglicy wyszli z grupy. Marokańczycy, którzy po meczach machali palestyńskimi flagami, osiągnęli największy sukces w historii. Z kolei Eden Hazard, czyli kapitan skompromitowanych Belgów, przekonywał, że mundial jest po to, żeby grać – w domyśle: nie po to, żeby zajmować się polityką.
Poglądy Hazarda podzielił Hugo Lloris. – Kiedy jestem we Francji, oczekuję, że przyjezdni będą szanować nasze zasady i kulturę. Zrobię to samo, kiedy pojadę do Kataru – mówił przed turniejem kapitan “Trójkolorowych”.
“Today I feel Qatari”
Nikt nie zmieni tego, że to był mundial Leo Messiego. Ukoronowanie jego kariery i ostateczny argument w dyskusji o najlepszym zawodniku w historii. Turniej ten miał jednak kilku bohaterów drugoplanowych, którzy dążyli do tego, żeby zepchnąć zmagania Argentyńczyka w cień. Pozytywnie robił to Kylian Mbappe, który dwoił się i troił, żeby dać Francji kolejne mistrzostwo. Złym charakterem został natomiast Gianni Infantino.
– Czuję się Katarczykiem, czuję gejem, czuję się niepełnosprawny – powiedział podczas niebywale niezrozumiałej konferencji prasowej, otwierającej rozgrywki. Na tym nie skończył. Zdążył wyznać, że wie, jak czują się kobiety, i domagał się przeprosin ze strony Europy za kolonializm. – Świat zachodni udzielił zbyt dużo lekcji. Myślę, że czas, żeby przez następne trzy tysiące lat Europejczycy przepraszali, zanim zaczną mówić o moralności – dorzucił.
Wizerunkowo Infantino bardzo ucierpiał, ale zdobył bezgraniczne poparcie świata arabskiego. Coraz głośniej mówi się, że Arabia Saudyjska chce zorganizować mundial w 2030 roku. Sojusznik w osobie najważniejszej postaci FIFA im się przyda.
Rewanż bałkańskich derbów
Niedzielny finał to zdecydowanie najlepszy mecz na tym mundialu, ale gdybyśmy mieli szukać innych, które choć trochę mu dorównują, wskazalibyśmy mecz Szwajcarii z Serbią. Piłkarsko było tam wszystko: zwroty akcji, ładne gole i walka do końca. Jak zwykle nie zabrakło też aspektów politycznych.
Serbią wstrząsnęło zachowanie Granita Xhaki. Po ostatnim gwizdku kapitan Szwajcarii, którego rodzice pochodzą z Kosowa, założył koszulkę z napisem “Jashari”. Oficjalnie chciał pozdrowić kolegę z drużyny Ardona Jashariego, faktycznie nawiązał jednak do Adema Jashariego – albańskiego działacza z Kosowa, którego Albańczycy uznają za bohatera narodowego, a Serbowie za zbrodniarza.
– Jeśli zostanie ukarany przez FIFA, to sam za to zapłacę – powiedział polityk pro-albańskiej partii “Sojusz dla Nowego Kosowa”, zachwycający się postawą Xhaki.
Serbowie nie pozostali dłużni. Po spotkaniu z Brazylią do internetu wyciekły zdjęcia z serbskiej szatni, gdzie wisiała flaga przedstawiająca Kosowo jako część Serbii. – To złamanie zasad FIFA. Komisja Dyscyplinarna wszczęła postępowanie przeciwko Serbskiemu Związkowi Piłki Nożnej – napisano w oficjalnym oświadczeniu.
Szata Messiego
– Po co to zrobili? – dziwił się były reprezentant Argentyny, Pablo Zabaleta. Podobnie reagowali kibice, kiedy zobaczyli, że tuż przed wzniesieniem pucharu Messi został niejako zmuszony do nałożenia bisztu, czyli tradycyjnego arabskiego płaszczu.
Jak tłumaczył na antenie “Al Jazeery” Mustafa Baig z Uniwersytetu w Exeter, za pomocą tego gestu emir Kataru chciał symbolicznie podkreślić dołączenie Messiego do świata arabskiej. – To znak honoru, rodzaj kulturowego powitania i kulturowej akceptacji – wyjaśniał. Noszenie bisztu dla muzułmanów jest zaszczytem. Mają do tego prawo tylko członkowie rodziny królewskiej oraz specjalni goście podczas ważnych ceremonii.
Krytycznie patrzyli na to zachodni dziennikarze. Mark Ogden z ESPN oskarżył Katar o próbę kradzieży najbardziej wyjątkowego momentu w karierze. Natomiast Laurie Whitwell z “The Athletic” stwierdził, że to “dziwne i niepotrzebne”. – To powinna być chwila dla piłkarzy, nie organizatorów – skwitował.