asthma ma w sercu oldschool i własne spojrzenie na to co z tą Polską, dotąd nawijał głównie po angielsku, zrobił też gitarowy materiał w post-najtisowym stylu, a teraz idzie po swoje jak Podbeskidzie - pisaliśmy rok temu, krótko po publikacji jego dotychczas najpopularniejszego numeru – centrali. Teraz doczekaliśmy się debiutanckiego albumu, osadzonego na niestabilnym gruncie dzisiejszych czasów.
Jak tworzyło ci się manifest?
Różnorako, momentami ciężko – dużo emocji, wybojów, zakrętów. To był rok gigantycznej pracy. Od października do marca praca nad wokalami, potem kolejne pół roku robienia muzy.
We wcześniejszych kawałkach sięgałeś głównie po język angielski, twój debiutancki album jest w większości nagrany po polsku. Czy o sprawach dotyczących Polski łatwiej opowiadać w ojczystym języku?
To była naturalna zmiana. I tak te języki trochę się przeplatają, ale płyta w większości jest po polsku. Finalnie lepiej i swobodniej jest wyrazić pewne rzeczy w języku, w którym myśli się i mówi na co dzień. Chyba że chodzi o numer z KRS-One’em, gdzie raczej nie brałem pod uwagę możliwości napisania tej szesnastki po polsku. Ale to wynikało z konceptu i chęci oddania hołdu pewnej erze hip-hopu. Moja zwrotka została złożona z wersów, tytułów piosenek i tytułów płyt innych artystów. Nie byłbym w stanie zacytować wszystkich tych rzeczy po polsku, bo to są nawiązania anglojęzyczne.
Pogadajmy o gościnkach, bo muszę przyznać, że to jedno z najbardziej zróżnicowanych połączeń, o jakich ostatnio słyszałam. Obok KRS-One’a jest Kacha z Coalsów, a w manifeście między innymi Mada, Ryfa Ri, Młody Leszcz, Prykson Fisk i Bober. Dlaczego akurat oni pojawili się w tym zaangażowanym numerze?
Tu w ogóle nie było nastawienia na to, co kto powie. Chodzi po prostu o wyrażenie samego siebie, nawiązanie dialogu i ekspresję nawet, jeśli ktoś powiedziałby jedno, a ktoś inny na ósemce później odpowiedziałby coś na kontrze, nie zgadzając się z nim. Ta pełna różnorodność – zarówno wiekowa, jak i lokalna – była clou tego utworu. Złapanie się mimo wieku i pochodzenia, i siedzenie razem przy fajce pokoju, którą jest mikrofon.
A jak to wygląda u ciebie? Z czego wynika potrzeba tworzenia zaangażowanego rapu? Komentarz do aktualnej sytuacji politycznej i społecznej na tej płycie wybrzmiewa dosyć mocno, ale pojawiał się w twojej muzyce już wcześniej.
Myślę, że to po prostu chęć. Finalnie wszystko, co człowiek robi jest wyrażeniem samego siebie. Twórcy sięgają po różne tematy, poruszają te kwestie, o których chcą w danym momencie mówić. Niektórzy piszą o swoim życiu, niektórzy o tym, przez co przechodzą. Ja zaczynając ten projekt wiedziałem, że chcę powiedzieć o potrzebie sprzeciwu wobec działań władzy ograniczających wolność jednostki, o obojętności rządzących wobec katastrofy klimatycznej, o potrzebie duchowej rewolucji. Chciałem zrobić to tak, żeby nie mieć poczucia, że będę miał później potrzebę powrotu, bo nie wyraziłem się tak, jak chciałem. Chodziło mi o to, żeby to było konsekwentne, spójne i kompletne.
To też zauważalny trend wśród raperów, którzy coraz częściej zabierają głos w ważnych sprawach. Co o tym myślisz?
To się zawsze gdzieś przewija. Nawet jak ktoś porusza jakiś temat społeczno-polityczny w jednym czy dwóch wersach, to znaczy, że on cały czas krąży. Quebo rzuci, że za oknem modern Holokaust, ktoś doda jeszcze coś innego, chyba każdy ma poczucie powiedzenia nawet dwóch zdań na ten temat, bo to część naszego życia prywatnego i społecznego. Trudno się od tego odciąć.

Ale im więcej, tym lepiej? Jak sam przyznałeś w jednym z wywiadów, głos pokolenia nie powinien być jednostkowym statementem.
Tak – im więcej tym lepiej, byle konkretnie. Myślę, że w tym przypadku konkretne słowa i działania docierające do różnych środowisk to przekazanie pałeczki, co faktycznie może zaowocować wspólną reakcją na pewne wydarzenia.
Jednak w twoim przypadku, nie chodzi o wykrzykiwanie zaczepnych haseł, tylko nawoływanie do połączenia sił, by doprowadzić do konkretnych zmian.
Bo nasze indywidualne możliwości są ograniczone. Ja wychodzę z założenia, że nie gram solo w życiu, zarówno w kwestiach społecznych, jak i prywatnych. Wszyscy jesteśmy rodziną, która żyje na jednej planecie. A rodzina powinna się wspierać. Wszyscy powinniśmy czuć się odpowiedzialni za tę planetę i za siebie nawzajem.
Tu warto wspomnieć o twoim zaangażowaniu w kwestie ochrony środowiska. Preorderowa wersja manifestu zawierała dodatki wielokrotnego użytku. To ważne, ale jednostkowe działanie. Twoim zdaniem branża muzyczna może być ekologiczna? Widzisz zmiany na polskim podwórku?
Branża muzyczna może być ekologiczna, ale oczywiście nie zależy to tylko ode mnie. Jednostkowe działanie samo w sobie niewiele zmieni, jednak naprawianie świata najlepiej zacząć od siebie. Dostrzegam sporo zmian, jeśli chodzi o świadomość ekologiczną. Wszystkie ruchy MSK, Extinction Rebellion pomagają w uczynieniu z ekologii tematu debaty publicznej. Oczywiście niektórzy nie mają świadomości albo wypierają fakt, że zmiany klimatyczne to spowodowany naszymi działaniami kataklizm, który już trwa, a nie który może się wydarzyć dopiero w przyszłości. Jednak jeszcze pięć lat temu o tym się w ogóle nie mówiło, a wszystkie kroki, które prowadzą do poprawy świadomości ekologicznej to małe zwycięstwa, które są niezwykle cenne.
Wróćmy do płyty nagranej w całości z Młodym. Jak doszło do tej współpracy?
Czasami się kogoś poznaje i od razu nadaje na tych samych falach. Dokładnie tak było w naszym przypadku. Był boom w związku z centralą, relacje, które zaczęły się wtedy tworzyć i ludzie, którzy dzwonili i wysyłali różne rzeczy. Zrobił się szum, a mi zależało po prostu na robieniu muzyki. Młody był jedyną osobą, która napisała do mnie na zasadzie: spotkamy się w studiu i coś porobimy. Tyle wystarczyło, bo o to mi od samego początku chodziło, a ludzie często od razu proponowali mi umowę, procent od czegoś. Ale za co, co robimy, jaki masz pomysł? A tu faktycznie usiedliśmy raz i samo popłynęło dalej. Między nami jest 16 lat różnicy, a okazało się, że chodziliśmy do tej samej podstawówki, teledysk do centrali został nakręcony obok bloku, w którym mieszkał Łukasz jak był młody. Jest dużo podobieństw między nami, które odkrywaliśmy z czasem.
Rozumiem, że na tej płycie wasza współpraca się nie kończy?
Działamy, a co z tego wyjdzie – zobaczymy. Tu też tak było, choć od razu miałem jakiś pomysł i idealnie się złożyło: od naszej relacji po relacje z Def Jamem, project managerem Kornelem, Moo Latte i tak dalej. Na samym początku miałem tylko tytuł i wiedziałem, że to jest moment, w którym robię tę konkretną rzecz. Teraz mam nowe życie, ale nie mam wielkiego planu. Przyglądam się, dokąd mnie poniesie.
Mówisz bardzo enigmatycznie, ale chyba masz jakiś plan na najbliższy czas. Wychodzi płyta, do każdego numeru klip i co dalej?
Wszystkie klipy w dalszym ciągu wychodzą chronologicznie, więc do premiery płyty można było poznać pierwszych pięć numerów. W dzień premiery wyszedł szósty i do końca roku będziemy wrzucać klipy. Gdyby nie pandemiczna sytuacja, pewnie byśmy już planowali trasę koncertową, ale ze względu na okoliczności nie jest to jeszcze możliwe. Na pewno trzeba się będzie skupić na przygotowaniu do trasy, a w międzyczasie robić inne rzeczy, bo wiesz, jak masz jakąś swoją zajawkę i miejsce, w którym się dobrze odnajdujesz, to naturalnie chcesz w nim nadal przebywać.
Pewnie zaraz złapię się za coś nowego, ale dałem sobie trochę oddechu, żeby skończyć materiał na pierwszy album, bo naprawdę miałem poczucie, że zamknąłem na tej płycie dotychczasowe życie – ostatni rok. Nowe życie, które teraz mam, jest oparte na jednym założeniu – dalej robić muzykę. Mam potrzebę, żeby móc sobie pożyć w dosłownym tego słowa znaczeniu, pozbierać przeżycia, doświadczenia. Do tej pory było głównie tak, że zamykałem się sam, pisząc rzeczy, które wymagały sporego nakładu emocji. Dzięki temu nie odczuwam teraz potrzeby, żeby wracać do rzeczy, które tam powiedziałem. Uważam, że jeżeli powiesz coś raz dosadnie, nie ma potrzeby przestawiania słów, żeby powiedzieć jeszcze raz to samo tylko inaczej. I to jest bardzo spoko, że mógłbym teraz napisać utwór o tym, że robię pierogi.
Ciekawy kierunek. To znaczy, że chcesz trochę odejść od tego zaangażowanego rapu, choć tematów do skomentowania i powodów, dla których ludzie wychodzą na ulice wciąż nie brakuje i chyba w najbliższym czasie nie zabraknie.
Dlatego nie zamykam się na taką ewentualność. Nawet, jeżeli zrobię drugą płytę, to i tak pojawi się na niej nawiązanie do tematów społeczno-politycznych, bo po prostu taki jestem i nie wyłączę się nagle z życia społecznego. Z tygodnia na tydzień pojawiają się kolejne tematy, które krzyczą o to, żeby ktoś je poruszył. Na tej płycie skupiliśmy się głównie na sytuacji globalnej, w zeszłym roku były to utwory o tym, co się dzieje w kraju. Jednak gdy Barto Katt napisał do mnie w tym roku o szybką akcję z numerem o Kaczyńskim, to stwierdziłem, że wprawdzie w ogóle nie miałem tego w planie, ale w ostatnim czasie nie robiłem żadnego commentary polskiej sceny politycznej. Od razu pomyślałem o tym, co się dzieje na granicy, bo to jest straszne. Nie wyobrażam sobie w tej sytuacji pozostać obojętny wobec tego, co się dzieje. Mogę pójść i rzucić mołotowem w budynek Sejmu, ale nie wiem, jaki przyniosłoby to efekt. Podejrzewam, że w skali wydarzeń ostatnich lat nie byłoby to zbytnio owocne – przecież parę lat temu w Warszawie podpalił się mężczyzna, a było dużo lepiej niż teraz.
Oprócz zaangażowanej twórczości myślałeś też o działalności aktywistycznej?
Tak, jak mam możliwość pójścia na manifestację, to oczywiście idę. Jeśli mam sposobność i siłę, której czasami każdemu z nas brakuje, na to, by zrobić coś więcej, to tak robię. Żyjemy niestety w świecie, który cały czas zmusza nas do skupiania się na swoim własnym życiu i dbaniu o swoje podstawowe potrzeby i ogranicza ci poczucie, że możesz coś z tym zrobić. Chodzisz do pracy pięć dni w tygodniu, sytuacja gospodarcza naszego kraju jest ciężka, więc pracujesz coraz więcej. Gdy ktoś nie ma na mieszkanie, trudno mu powiedzieć, żeby się zainteresował tym, co się wokół dzieje. Taka osoba wraca z pracy, pada na ryj i nie ma na to siły.
A ty widzisz swoją przyszłość w Polsce?
Nie chciałbym opuszczać Polski. Ucieczka nie jest przepisem na szczęście. Pomimo tego wszystkiego, co się dzieje, nie powiedziałbym, że nie mam szczęścia czy miłości w życiu. Jeżeli jest możliwość pielęgnowania tego wszystkiego i jednocześnie ma się poczucie, że naprawdę możemy coś poprawić, to jest wartość sama w sobie. Nie wiem, ile byłbym w stanie zrobić na rzecz sytuacji w Polsce, nie będąc tutaj. Mógłbym zacząć nowe życie w Meksyku i mieszkać z zapatystami, bo podoba mi się, jak funkcjonuje ich społeczność, ale urodziłem się tu, a kwestia pochodzenia jest istotna, jak to mówi Młody G.

To jak widzisz przyszłość tego kraju?
Trudno to przewidzieć. Rok temu było strasznie i chyba nikt nie musiał przeżywać całego absurdu tego roku, żeby już w zeszłym zdać sobie sprawę, dokąd to może doprowadzić. Czy musieliśmy przejść przez Czarnka jako ministra edukacji i prezesa rady ds. energii atomowej? Musieliśmy usłyszeć o cnotach niewieścich? Musieliśmy zobaczyć sytuację na granicy? Musieliśmy przełknąć dwa miliardy dla TVP i miliony dla Bąkiewicza, który w wywiadzie w telewizji uczy powstańców o ich wartościach? Trzeba było tego wszystkiego, żeby się dowiedzieć, że aktualnie rządzący to nie są zbyt pozytywnie nastawieni, dbający o innych ludzie? Myślę, że nie.
Uderzyliśmy w polityczne tony, ale chyba w twoim przypadku to się często zdarza. A gdzie ty siebie widzisz za parę lat?
Chciałbym po prostu być szczęśliwy i dbać o to, żeby inni ludzie też byli. Chcę na rzecz tego działać niezależnie od tego, czy mam to robić to własnymi rękami, muzyką, grając w filmie czy pracując w schronisku dla zwierząt. Po prostu chcę kierować się konsekwentnie tymi samymi wartościami, kochać ludzi i walczyć o to, żebyśmy żyli w miłości, bo myślę, że jesteśmy do tego stworzeni. I – jak to mówi Sathya Sai Baba – na tym właśnie polega wolna wola: nie na tym, że robisz, co chcesz, tylko na tym, że robisz to, co powinieneś z uśmiechem na twarzy, empatią i miłością.