Bez zbędnej gangsterki - za to z bagażem brytyjskich doświadczeń: Miszel ma szansę podbić polską scenę drillową

Zobacz również:Musical sci-fi. Kulisy trasy „Psycho Relations” Quebonafide (ROZMOWY)
Miszel.jpg

Mimo sceptycznych głosów - jak wcześniej w przypadku trapowych brzmień - drill na stałe zagościł nad Wisłą. Są gorsze realizacje, są lepsze, nietrudno natrafić na wtórne przebieranki, które nijak mają się do naszych realiów. Ale da się wskazać także przykłady autorskiego podejścia i łączenia światowych patentów z lokalnym kolorytem.

Do tej ostatniej kategorii należy Miszel, którego debiutancki album nadchodzi wielkimi krokami ze strony QueQuality. Ten zawodnik z katowickiej Ligoty spędził trochę czasu w Wielkiej Brytanii, ale nie potrzebował raczej wyspiarskiej aury, żeby nadać autentyzmu swojej wersji drillu.

Wracając do korzeni drillu i jego ostatniej - najbardziej modnej - emanacji, łatwo zauważyć gangsterskie powiązania. Czy znaczy to, że trzeba łapać za klamkę albo trudnić się dilerką, żeby wykorzystywać ten sound? Porównania z trapem nasuwają się same. Niektórzy próbowali stroić się w cudze piórka i odtwarzać coś, co do naszej codzienności pasuje jak pięść do nosa. Nie ma co wymieniać tych, którym Polska pomyliła się z Atlantą. Tak samo jak tych, którym uroił się wschodni Londyn na tutejszych ulicach. Przebieranki i mitomania nie są potrzebne - nawet nie w imię mitycznego autentyzmu. Problem w tym, że - najzwyczajniej w świecie - brzmi to potem zabawnie. Słuchanie udawanego gangsterzenia jest jak widok malutkiego dziecka przebranego za dorosłego. Jasne - to dość urocze, ale raczej nikt nie potraktuje tego poważnie.

I tu docieramy do Miszela, który znalazł własny język - mimo szczerego i konsekwentnego przywiązania do drillowej estetyki. Jego teksty nie są pozornie tak ekscytujące, jak bajdurzenie o dilowaniu za miliony euro, ale za to zapewniają sporo udanych wersów, osadzonych w nie przekoloryzowanej rzeczywistości. - Moda na bycie zielonym się kończy, jak wracam czerwony nad ranem - nawija w Ligocie. Mamy tu z jednej strony śląskie bloki, a z drugiej - doświadczenie emigracji, które zmotywowało Miszela do całościowego wejścia w drill i było konieczne do rozkręcenia rapowej kariery. Nie usłyszymy od niego niczego nowego, ale to żaden problem, bo swoje życie relacjonuje w atrakcyjny i różnorodny sposób. Jeśli chodzi o - tak popularną aktualnie - stylistykę beatów, niesie dobre słowo dla słąbych imitatorów: Twój ziomal słucha drillu no bo, kurwa, stał się modny/Ja Digga D na uszach w magazynie podczas nocki (kapitalne Requiem).

Poza singlami - udało mi się posłuchać innych fragmentów powstającego debiutu Miszela. Wnioski? Chłopak chce poszerzyć swój asortyment o bardziej przystępne brzmienia. Niektóre utwory z pewnością zaskoczą szalikowców surowizny i mroku z dotychczasowej twórczości rapera. Nie wadzi mi śpiewanie czy momenty wręcz intymne, ale istnieje ryzyko, że podczas tych poszukiwań utracona zostanie część unikalności rapera. Podobnie jak w upublicznionych kawałkach - nie przekonują wersy po angielsku. Nie są koszmarne i daleko im do językowego kalectwa, które czasem można zaobserwować u rodzimych artystów i artystek, ale umówmy się - mało komu udaje się coś zdziałać w tej kwestii. Nawet kreatywne podejście a’la Schafter męczy na dłuższą metę. Tymczasem na gruncie rodzimego języka Miszel ma w rękach coś naprawdę dobrego, ale czasami niepotrzebnie kombinuje...

Nie zrozumcie mnie źle. Kombinatoryka to paliwo napędowe każdej muzyki, ale i ona powinna mieć rozsądne granice, wyznaczone przez mocne i słabe strony artysty. Niemniej - na ten debiutancki materiał warto czekać. Scena drillowa u nas rozwija się dynamicznie i robi się na niej tłoczno, więc obranie oryginalnej ścieżki będzie coraz bardziej wymgającym zadaniem, ale Miszel raczej sobie poradzi, bo trzyma w ręku mocne karty. Do skillów, narracji i bagażu doświadczeń dochodzi u niego także ucho do beatów. Podkłady powinny uzupełniać i uwypuklać atuty rapera - instrumentale dobierane przez śląskiego wykonawcę spełniają tę funkcję doskonale.

Obok Bersona - Miszel to jedna z najbardziej obiecujących postaci polskiej wersji drillu. Wypatrujcie premiery z QueQuality, nawet jeśli brytyjskie brzmienie w polskim wydaniu nie przekonuje was do końca.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz, muzyk, producent, DJ. Od lat pisze o muzyce i kulturze, tworzy barwne brzmienia o elektronicznym rodowodzie i sieje opinie niewyparzonym jęzorem. Prowadzi podcast „Draka Klimczaka”. Bezwstydny nerd, w toksycznym związku z miastem Wrocławiem.