Popularny aktor rozmawia z terapeutą, a ten demonstruje swoje metody działania. Film dokumentujący ich spotkanie ugra dużo na polu produkcji opowiadających o zdrowiu psychicznym, choć nieoczekiwanie przypomina też, że wielu z nich blisko do iluzji.
Mogliście wcześniej nie słyszeć o tym filmie. Netflix bardziej stawia na promocję piątego sezonu The Crown, historycznego 1899 oraz Osobliwości z Florence Pugh. W tym przypadku nie ma jednak mowy o wpadce nieuważnych specjalistów od marketingu. Jonah Hill, twórca Stutz, świadomie zrezygnował z robienia szumu wokół swoich nowych projektów. Jak przyznał, udzielanie setek wywiadów i pozowanie do sesji fotograficznych wywoływało w nim zbyt duży lęk, którego chce unikać w trosce o swoje zdrowie psychiczne. To właśnie dlatego dokument nie miał swojej premiery na wrześniowym Telluride Film Festival, tylko od razu wylądował w serwisie streamingowym.
Mimo to fani popularnego aktora komediowego zakasali rękawy. Na TikToku nagrania fragmentów produkcji z hashtagiem #stutznetflix obejrzano już blisko 166 miliardów razy. Wśród ich opisów dominują nader entuzjastyczne komentarze. Użytkownicy platformy piszą, że historia jest wnikliwa, inspirująca i skłaniająca do myślenia. Gwałtownie wzrosło również zainteresowanie postacią dr. Phila Stutza, tytułowego bohatera filmu. Wykres z Google Trends pokazujący, jak często jego nazwisko było sprawdzane w wyszukiwarce, momentalnie poszybował w górę.
Smutek za maską żartu
Rozgłos wokół Stutz, który zadział się organicznie, bez wprawienia w ruch marketingowej machiny, nie powinien dziwić. Produkcja dotyczy troski o zdrowie psychiczne – tematu poruszanego dziś nie tylko przez ekspertów. Zagadnienie, wcześniej często zamiatane pod dywan w myśl przekonania, że każdy powinien zająć się nim indywidualnie, stało się sprawą publiczną. O swoich problemach zaczęli opowiadać sportowcy, aktorki, dziennikarze i muzycy. Z depresji, zaburzeń osobowości albo wypalenia zawodowego nie wypada już żartować, a tym bardziej się ich wstydzić.
W przypadku premierowego filmu szczególnie znamienne zdaje się to, że wyszedł spod rąk Jonaha Hilla. Amerykanin od lat zawodowo rozśmiesza ludzi. Grał cwanego biznesmena Danny’ego Porusha w Wilku z Wall Street, Schmidta w 21 Jump Street i nastoletniego Setha w Supersamcu. Komediowe zacięcie, co pokazała smutna historia Robina Williamsa, może jednak maskować prawdziwe problemy. Co więcej, niekiedy je potęguje, gdy zewsząd czyha presja i świat przyzwyczaił się do tego, że uśmiech nie schodzi ci z twarzy. Aktor chce o tym mówić głośno, czemu wyraz już wcześniej dał w serialu Maniac. Sportretował tam Owena Milgrima, u którego zdiagnozowano schizofrenię i depresję. Mężczyzna jednocześnie nie ma lekko w życiu rodzinnym, zwłaszcza gdy mowa o relacjach z bratem i ojcem.
Mój przyjaciel terapeuta
Na potrzeby netfliksowego dokumentu, o którego stworzeniu myślał już w 2017 roku, Hill odsłonił się jeszcze bardziej. Aby nie popaść w banał i nie poprzestać na prostej autobiografii ze wspomnieniami w tle, zaprosił przed kamerę swojego terapeutę, wspomnianego dr. Phila Stutza. Jak przekonuje w jednej ze scen, chciał, żeby inni dowiedzieli się o jego skutecznych technikach. Moje życie stało się diametralnie lepsze dzięki pracy z tobą. Skoro mi pomogło, może innym również – opowiada. Jednocześnie trudno nie oprzeć się wrażeniu, że aktor wyraża tym projektem wdzięczność swojemu przyjacielowi, z którym kiedyś przyjdzie mu się pożegnać. Stutz pozostaje sprawny intelektualnie: tu rzuci kąśliwą ripostą, tu wykłada złożone teorie w przystępny sposób. Ma jednak 75 lat, a od niedawna zmaga się z chorobą Parkinsona. Zbliżenia na drżące ręce, szpitalne dokumenty i kasetkowy pojemnik na leki czynią z niego człowieka z krwi i kości. Na co dzień wspiera innym, ale wkrótce sam może potrzebować opieki.
Przypadłość Stutza i to w jak cyniczny sposób się do niej odnosi (raz proponuje Hillowi ćpanie swoich leków), jest kluczowa do zrozumienia jego specyfiki. W odróżnieniu od prof. Bogdana de Barbaro z Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham Pawła Łozińskiego albo dr. Paula Westona z serialowej Terapii nie jest chłodnym specjalistą nieokazującym emocji i zadającym same pytania. Do otwarcia się nakłania go sam Hill, na co szybko przystaje. W wybranym przez niego nurcie cały proces przypomina raczej wspólne diagnozowanie problemów i dochodzenie do ich rozwiązania. Okazuje się, że mimo różnicy pokoleń i profesji doświadczenia obu mężczyzn się splatają. Stutzowi – jak wtedy, gdy opowiada o nagłej śmierci swojego brata – łatwiej ukazać na konkretnych przykładach swoją drogę myślenia.
Sznur pereł kontra czynnik X
Dokument może zawieść tych, którzy oczekiwali smaczków i anegdotek z życia Hilla. Owszem, opowiada o tym, jak gwiazdor dochodził do akceptacji swojej wagi. W jednej ze scen pojawia się nawet jego matka, kostiumografka Sharon Lyl Chalkin. Historie Amerykanina są jednak przede wszystkim pretekstem do tego, żeby przybliżyć założenia samego Stutza. Terapeucie na przestrzeni lat udało się stworzyć zestaw narzędzi do lepszego poznania siebie, zawartych zresztą w bestsellerowej książce The Tools: 5 Tools to Help You Find Courage, Creativity, and Willpower and Inspire You to Live Life in Forward Motion. Każdą z nich umie zwizualizować i uzupełnić dodatkowymi definicjami. Nie ma co bawić się w ich wyliczankę, żeby nie popsuć zabawy płynącej z samego seansu, ale warto przywołać choć kilka. Kryje się bowiem za nimi pewna pułapka.
Pokusa ukazywania w ten sposób zawiłości ludzkiej psychiki nie bez powodu jest duża. Od zawsze tłumaczyliśmy sobie świat za pomocą barwnych metafor. Problem w tym, żeby całkowicie nie zastąpić nimi zniuansowanego myślenia.
Stutz uważa, że los każdego człowieka można ująć w trzystopniowym modelu siły życiowej napędzającej do działania. Składają się na niego stosunek do własnego ciała, a także relacje z innymi ludźmi oraz z samym sobą. Tylko dzięki uwzględnieniu wszystkich tych aspektów mamy szansę osiągnąć swoje cele. Mówi także o sznurze pereł, czyli o zbiorze osobnych zadań do wykonania, w którym może pojawić się niechciany intruz. Utrzymuje, że ludzi poza czysto pozytywnymi cechami charakteryzuje czynnik X – niewidzialna siła powstrzymująca przed podejmowaniem ryzyka i dokonywaniem właściwych decyzji. Jest ona bezpośrednio sprzężona z cieniem. To taki element naszych osobowości, których najbardziej chcielibyśmy się pozbyć. U Hilla wiąże się z akceptacją wyglądu, u terapeuty – z pasywnością w relacjach romantycznych.
Pokusa ukazywania w ten sposób zawiłości ludzkiej psychiki nie bez powodu jest duża. Od zawsze tłumaczyliśmy sobie świat za pomocą barwnych metafor. Problem w tym, żeby całkowicie nie zastąpić nimi zniuansowanego myślenia. Każda osoba jest inna, a na jej życiowe położenie wpływają także zewnętrzne, niezależne czynniki. Charakter relacji łączącej Stutza i Hilla, niekiedy wędrująca w stronę bardziej wysublimowanego coachingu, nie wszystkim wyjdzie na dobre. To samo można napisać o innych popularnych ideach dotyczących zdrowia psychicznego, propagowanych teraz bardziej niż kiedykolwiek. Mindfulness, wizualizacje, duchowe oczyszczenia albo wykłady motywacyjne dają obietnicę spełnienia, choć jak pokazała historia, nie zawsze kończą się szczęśliwie.
Teatrzyk Zielony Ekran
Być może dlatego najlepiej podejść do Stutz w myśl jednego z jego plot twistów, a w zasadzie go reinterpretując. Bohaterów dokumentu poznajemy w elegancko urządzonym gabinecie terapeutycznym. Są tu wygodne krzesła, półka zastawiona książkami i stolik ze szklankami wody. Anturaż pozostaje czarno-biały, żebyśmy nie rozpraszali się żadnymi kolorami, tylko skupili się na samej rozmowie. W pewnym momencie dochodzi do nieoczekiwanego zwrotu akcji. Okazuje się, że pokój nie istnieje, a mężczyźni siedzą na tle green screenu ze znacznikami przypominającymi krzyże.
Dla samego Hilla taka zmiana była częścią procesu poszukiwania najodpowiedniejszej formy filmu, według niego równie istotnego do ukazania. Aktor długo zastanawiał się, jak zamanifestować swoje uczucie do terapeuty. Jego rozterki splatają się wtedy z refleksjami nad istotą bycia w blasku reflektorów, trochę niczym w Jestem, jaki jestem z Joaquinem Phoeniksem w roli głównej. Sztuczka z green screenem przewrotnie staje się jednak również przypomnieniem, że mimo naturalności bijącej z ekranu nadal mamy do czynienia z dokumentalną iluzją. Niewidzialne nici montażu zszyły momenty, w których terapia była nieprzyjemna albo niezręczna. Stutzowi nie można ostatecznie zarzucić naiwności czy przekłamania, a samemu Hillowi – szczerości i odwagi. Mimo to warto potraktować go z dystansem – choćby dlatego, że dotyczy czegoś tak fundamentalnego jak zdrowie psychiczne, w którym na próżno szukać efektów specjalnych.
Komentarze 0