Nie tak dawno przygotowaliśmy obszerne zestawienie ważnych płyt nowej fali jazzu. Nie jest żadną tajemnicą, że prym wiodły formacje, których liderem jest Shabaka Hutchings; autor solowego debiutu Afrikan Culture sprzed kilku dni, który – wraz z Sons Of Kemet – na początku lipca wystąpi na Open'erze.
Urodził się w Londynie, ale mieszkał też Birmingham, skąd wyleciał do rodzinnego Barbadosu. Tam spędził dzieciństwo, a do Wielkiej Brytanii wrócił dopiero jako szesnastolatek. Oczywiście w konkretnym celu – nauki gry na instrumencie. Hutchings specjalizuje się w dwóch dęciakach: jest klarnecistą i saksofonistą. Poza tym, przewodzi – trwającej już dobre kilka lat – jazzowej rewolucji, której pierwsze ogniska powstawały w UK.
Do najważniejszych projektów jazzowego bandleadera należą przesączony afrykańskim dziedzictwem Shabaka and the Ancestors; kosmologiczny, ocierający się o fusion The Comet is Coming; wspomniany Sons of Kemet, w ramach którego eksploruje afrofuturystyczną mitologię. Poza tym, Hutchings udzielał się na albumach legend: Sun Ra Arkestra i Mulatu Astatke, a także współpracował z muzykami nowego jazzowego movementu. Mowa o Mosesie Sumneyu, Floating Points, Zarze McFarlane, Makai McCravenie czy – nieistniejącym już – duecie Yussef Kamaal.
Dla Shabaki Hutchingsa nie istnieje pojęcie przerwy. Muzyk jest podręcznikowym przykładem artystycznego pracoholika. Od momentu wydania w 2013 roku Burn – debiutanckiego albumu Sons of Kemet, dorzucił do swojej dyskografii kilkanaście wydawnictw. Ostatni album Kemetów to Black to the Future – dwanaście miesięcy po tamtym wydawnictwie ukazało się właśnie autorski materiał londyńczyka – Afrikan Culture.
Hip-hopowe inklinacje
Podczas pobytu na Barbadosie, Hutchings chwycił za klarnet i podjął się wymagającego treningu. Co ciekawe, nie ćwiczył przy akompaniamencie klasyki pokroju Johna Coltrane’a czy Branforda Marsalisa, a… Tupaka Shakura i Biggiego. Już wtedy – będąc młodym adeptem sztuki jazzowej – brytyjski wizjoner wyrażał miłość do rapu. Wśród jego inspiracji znajdowały się również wersy Nasa, ekipy Bone Thugs-n-Harmony czy legendy West Coastu, rapera E-40.
Kiedy wychodzę na scenę, nie próbuję być jak Sonny Rollins czy John Coltrane. Staram się naśladować Capletone’a, Anthony’ego B i Sizzlę – w kontekście energii, z jaką przychodzę. Jazz jest moim podstawowym środkiem wyrazu, ale nie chcę być kolesiem w garniturze, odstawiającym przyjemny koncert. W zamian, próbuję wypluwać z siebie ogień. Podobne słowa przytaczał w wywiadzie udzielonym Jakubowi Knerze z bloga Nowe idzie od morza: Dorastając w młodości na Barbadosie, zajmowałem się głównie muzyką calypso, soca, reggae i bashment. Ale tak naprawdę siedziałem po uszy w hip-hopie z połowy lat 90.
To zresztą nie koniec rapowych akcentów, bo na Black to the Future od Sons of Kemet pojawili się brytyjscy MC’s. Swoje trzy grosze dorzucili Kojey Radical oraz ikoniczna postać dla grime’u, charakterystyczny D Double E. Jest na sali ktoś, kto nie słyszał słynnego adliba Bi-di-bup-bup?
Hutchings odrzuca – z należytym szacunkiem – sztywny jazzowy kanon i stawia na odświeżającą dekonstrukcję gatunku. Poza hiphopowymi upodobaniami, pełno w jego twórczości karaibskich brzmień. Twórczość Sons of Kemet czy Shabaka and the Ancestors zakorzeniona jest w dubie, soce, afrykańskiej rytmice czy brytyjskich perłach podziemia: jungle i drum’n’bassie. Bardziej niż wspomniane białe kołnierzyki i eleganckie stroje interesują go plemienne, odwołujące się do przeszłości historie. I snucie porywających opowieści, które mogą mieć realny wpływ na przyszłość.
Afrotuturystyczny skryba
Shabaka Hutchings regularnie podkreśla, że Sons of Kemet i Shabaka and the Ancestors są projektami, w których czuje się niekwestionowanym liderem. Napisał większość muzyki, dba o kompozycję i dyryguje poszczególnymi członkami załóg. Muzyka pierwszego jest wypadkową instrumentów dętych i dwóch perkusji. Słychać to w zasadzie od debiutanckiego Burn. Rozwinięciem jest sofomor Lest We Forget What We Came Here To Do, a miano najpopularniejszego albumu przypadło Your Queen Is a Reptile.
Tematyka, którą eksplorują muzycy na wspomnianych płytach jest afrocentryczna i skoncentrowana wokół historycznych prób emancypacji afrykańskiego ludu. Przykładem może być tutaj choćby flagowy longplay Sons of Kemet – wspomniane Your Queen Is a Reptile. Kemeci grają tam pieśni pochwalne na cześć dziewięciu kobiet, walczących o lepszą rzeczywistość dla czarnoskórych imigrantów. Sam tytuł to gra słowna wykorzystująca – w przewrotny sposób – wiarę w rządzącą światem rasę reptilian, do której – w ich wyobrażeniu – należy również brytyjska rodzina królewska. Poszczególne kompozycje poświęcone są sufrażystkom, naukowczyniom, aktywistkom czy filozofkom. Wśród nich znane nazwiska: słynna pisarka Angela Davis i Harriet Tubman – pierwsza kobieta liderująca wojennej ekspedycji w USA – oraz odznaczona orderem brytyjskim, Doreen Lawrence. Z kolei otwierający numer My Queen Is Ada Eastman to laurka Hutchingsa złożona barbadoskiej praprababci.
O ile Your Queen Is a Reptile to feministyczny manifest, tak albumy Shabaka and the Ancestors są już mocno zakorzenione w afrykańskim dziedzictwie. Wyprawy Hutchingsa do RPA zaowocowały nagraniem materiału z lokalnymi muzykami, którzy nadają całości plemiennego, rytualnego sznytu. Jest to chyba najbardziej pierwotny, pobudzający instynkty – i jednocześnie przepełniony kronikarstwem – projekt londyńczyka.
O debiutanckim Wisdom of Elders pisaliśmy w jazzowym rankingu: Dzieło sięgające do plemiennego dziedzictwa i poszerzające spektrum spirytualnego jazzu. Mniej tu surrealizmu znanego z The Comet is Coming, a więcej klasycznych melodii i szacunku dla przodków, co zresztą sugeruje sam tytuł. Na „Wisdom of Elders” składa się dziewięć kompozycji – nazywanych przez Hutchingsa psalmami – trwających w sumie godzinę z kwadransem. Płyta, którą powinno się puszczać na lekcjach historii, przy której można odpłynąć i jednocześnie gimnastykować umysł niebanalnymi kompozycjami i powalającymi umiejętnościami całego oktetu. Być może „Wisdom of Elders” jest dla czarnoskórych tym, czym dla nas „Slavic Spirits” EABS-ów. Rytualnym seansem i wywoływaniem duchów przodków.
Follow-up tej płyty – We Are Sent Here By History – eksploruje podobne tereny. Dorzuca do historycznej spuścizny wątek przyszłościowy – widmo katastrofy klimatycznej. To zresztą cecha charakterystyczna dla Hutchingsa, który przez pryzmat przeszłości stara się znaleźć rozwiązania pomagające kreować lepsze jutro. Muzyk tworzy autorską wizję utopii, wcale nie niemożliwej do zrealizowania. I nie ucieka przy tym od wbijania kija w mrowisko oraz socjopolitycznej woltyżerki. Skupmy się na muzyce, tak to szło? Zapomnijcie. Wszystkie wcielenia charyzmatycznego bandleadera są mocno zakorzenione w politycznym dyskursie. Gdyby porównać Hutchingsa do innych – żyjących współcześnie – ważnych afrocentrycznych artystów, stanąłby on w jednym szeregu ze Steve’em McQueenem, Jordanem Peele’em czy Spikiem Lee.
Prorok Ery Wodnika
Futurystyczne zapędy Shabaki Hutchingsa uwidaczniają się na płytach The Comet is Coming. Jedynego projektu, w którym nie jest wyraźnym liderem. W porównaniu do wcześniej opisywanych zespołów, londyńskie trio wpuszcza do swoich wydawnictw znacznie więcej elektroniki. Do tego często improwizuje i momentami zahacza o pompatyczność rodem ze space opery.
Chociaż tytuł to trochę Paulo Coelho, zawartość nie ma wiele wspólnego z grafomanią. The Comet is Coming to psychodeliczny, zahaczający o New Age i oderwany od rzeczywistości projekt Shabaki Hutchingsa. Na „Trust in the Lifeforce of the Deep Mystery” kosmologiczna wizja zderza się z tubalnym, majestatycznym jazzem. Drugi studyjny album tria brzmi, jakby zrealizowali go Stanley Kubrick do spółki z Sydem Barrettem. Naspidowany surrealizm i astralne wycieczki zostają umoczone w postapokaliptycznym anturażu. Zresztą – opisywanie tej muzyki słowami to tańczenie o architekturze, więc po prostu odpalcie The Comet is Coming. Sun Ra byłby dumny – tak pisaliśmy o sofomorze Komet w kontekście nowej fali jazzu.
Suplementem do Trust in the Lifeforce of the Deep Mystery jest znacznie spokojniejszy, wydany w tym samym roku album The Afterlife. Więcej tam medytacyjnego wajbu niż karkołomnych fusion-jazzowych pasaży nasączonych LSD. A jeśli potrzebujecie spirytualistycznego skrętu w oparach kadzideł, koniecznie sprawdźcie debiutancki Channel the Spirits. I chociaż muzyka The Comet is Coming może wydawać się wyjątkowo eksperymentalną i absorbującą sonicznie odnogą twórczości Hutchingsa, warto dać jej szansę. Chociażby dlatego, że słuchając tych płyt można odpocząć od cięższych treściowo Sons of Kemet czy The Ancestors. Midnight Gospel w wersji jazzowej? Wskakujemy na ten statek, nawet jeśli to bilet w jedną stronę.
Shabaka jest chwilę po samodzielnym debiucie, a wkrótce zagra w Gdyni z jedną ze swoich formacji – czy można wyobrazić sobie lepszy moment na odkrywanie jego uniwersum albo odkrywanie go na nowo?
Komentarze 0