Omar z „The Wire” był jedną z serialowych postaci wszech czasów

Zobacz również:W mordę jeża! „Świat według Kiepskich” ma zejść z anteny po 23 latach
Michael K. Williams
Rodrigo Varela/Getty Images

6 września 2021 roku zapisze się w historii kina i telewizji jako naprawdę smutny dzień. Po południu pożegnaliśmy jeden z najbardziej rozpoznawalnych polskich głosów - lektora Tomasza Knapika oraz ikonę francuskiej nowej fali - aktora Jean-Paula Belmondo. Wieczorem dotarła do nas kolejna przygnębiająca informacja. W wieku 54 lat zmarł Michael K. Williams. Aktor znany przede wszystkim z drugoplanowych ról w kilku z najgłośniejszych seriali ostatnich dwóch dekad.

Mroził krew w żyłach jako Chalky White w Boardwalk Empire czy Freddy Knight w The Night Of. Jego kreacja ojca głównego bohatera w Lovecraft Country już została obsypana nagrodami, a czekamy na rozdanie statuetek Emmy - do tej Williams został nominowany w kategorii najlepszej roli drugoplanowej w serialu dramatycznym. Ale Michael K. Williams to przede wszystkim Omar Little z The Wire (podarujemy sobie używanie koszmarnego polskiego tytułu).

Jako ulubioną postać z tego kultowego serialu wskazał go Barack Obama. Ale Omar, przez 6 lat stale pojawiający się we wszystkich sezonach serialu, zaskarbił sobie miłość i podziw setek tysięcy telewidzów na całym świecie. Typowy i nietypowy równocześnie antybohater - Robin Hood z komunalnych osiedli Baltimore, który obrabia dilerów narkotyków zamieniających dzielnice w ruinę, a ich mieszkańców w zombie. Omar budził strach, ale równocześnie uznanie. Był też jedną z najciekawszych postaci LGBTQ, które pojawiły się w telewizji początku XXI wieku - oddany swoim kochankom, ale twardy i bezwzględny dla wszystkich innych. Michael K. Williams nauczył nas wszystkich jak wymawiać długie “O” w imieniu Omar.

The Wire było trampoliną do wielkiej kariery dla Idrisa Elby, który wcielił się w Stringera Bella, Aidana Gillena, który swoją zwycięską passę kontynuował za sprawą roli Littlefingera w Grze o tron oraz Dominica Westa, który wystąpił m.in. w The Square - w 2017 roku film Rubena Ostlunda wygrał Złotą Palmę w Cannes. Williams z kolei, mimo uznania krytyków i fanów, wiódł życie typowego drugo i trzecioplanowego serialowego aktora. Już po debiucie w The Wire pojawił się m.in. trzykrotnie w różnych rolach w CSI.

Prawdziwy przełom mógł nastąpić dekadę temu, gdy Williams został jedynym konkurentem Jamiego Foxxa do tytułowej roli w Django. Ostatecznie jednak postawiono na laureata Oscara, który wywiązał się z zadania naprawdę dobrze. Trudno jednak uciec od bajkopisarstwa, bo alternatywne uniwersum, w którym to Williams krótko po finale The Wire staje się gwiazdorem dzięki Tarantino, wydaje się tym najsprawiedliwszym. Jego kariera i życie były naznaczone ciężką pracą oraz, niestety, nałogiem. A karierę w Hollywood rozpoczynał jako tancerz. Można go zobaczyć m.in. w teledysku do 100% Pure Love Crystal Waters.

Jego życie odmienił wieczór, w trakcie którego próbował rozdzielić dwóch bijących się mężczyzn. Akt bohaterstwa przypłacił blizną biegnącą przez całą twarz. Ale to ona ostatecznie skłoniła producentów The Wire do obsadzenia niedoświadczonego aktora w jednej z kluczowych ról. I mimo sukcesów oraz uznania, choć jego kariera wydaje się nie do końca spełniona, ale równocześnie inspirująca, Williams nigdy nie wyswobodził się ze szponów narkotykowego nałogu. Po jego śmierci otwarcie napisał o tym Clarke Peters, który w The Wire grał Freamona, a ostatnio przypomniał o sobie świetną kreacją w Pięciu braciach Spike’a Lee:.

Jestem skonfliktowany w sprawie śmierci Michaela K. Williamsa. Wkurzony, ponieważ nas zawiódł. Zły, bo mógł się odezwać, ale tego nie zrobił. Zamiast tego zapewniał, że wszystko jest dobrze. Przykro mi, że życie kolejnego Brata zostało zmarnowane. Stać nas na więcej. Rozmawiajmy ze sobą. RIP - napisał mocno Peters. To najostrzejsza z wypowiedzi w morzu kondolencji i żalu, który zalał Hollywood. Saul Williams przypomniał z kolei inną historię - przez lata Wikipedia błędnie twierdziła, że jest bratem aktora, obaj jednak nigdy tego nie skorygowali. Bo faktycznie czuli się braćmi. Oglądajmy więc najlepsze role Michaela K. Williamsa, dzięki którym zapisał się na kartach historii kinematografii. Ale najlepszą nauką będzie wzajemne wsparcie i kontakt. Bo zapewnienia, że u kogoś jest w porządku często są tylko zasłoną dymną i zwycięstwem mylnie pojmowanej dumy nad własnymi potrzebami.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
W muzycznym świecie szuka ciekawych dźwięków, ale też wyróżniających się idei – niezależnie od gatunku. Bo najważniejszy jest dla niego ludzki aspekt sztuki. Zajmuje się także kulturą internetu i zajawkami, które można określić jako nerdowskie. Wcześniej jego teksty publikowały m.in. „Aktivist”, „K Mag”, Poptown czy „Art & Business”.
Podobał Ci się ten artykuł?

Kliknij, żeby widzieć więcej podobnych w swoim feedzie.