5 kultowych seriali, które zakończyły się w naprawdę słabym stylu (spoiler alert!)

Zobacz również:W mordę jeża! „Świat według Kiepskich” ma zejść z anteny po 23 latach
got-1.jpg

Prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale jak kończy - powiedział kiedyś były polski premier, odnosząc się do przebiegu swojej kariery politycznej. Gdyby ta zasada miała przełożenie na realia produkcji telewizyjnych, taśmy z kilkoma serialami mogłyby skończyć na stosie. Podobnie jak płyty Beatlesów w 1966 roku po słowach Johna Lennona, który stwierdził, że jego zespół jest popularniejszy niż Jezus.

Grzegorz Markowski śpiewał w szlagierze Perfectu Niepokonani: Gdy emocje już opadną / Jak po wielkiej bitwie kurz / Gdy nie można mocą żadną / Wykrzyczanych cofnąć słów... W przypadku finalnych epizodów Game of Thrones kurz po spopielonym przez smoka Dubrowniku rzeczywiście opadł, natomiast nie można tego samego powiedzieć o emocjach. Tak samo jak nie można cofnąć słów nakreślonych przez Davida Benioffa i D. B. Weissa w rozpaczliwym scenariuszu, pełnym absurdów i fabularnych rozwiązań skleconych na kolanie.

1.jpg

Gra o tron to jednak nie pierwszy przypadek, gdy twórcy serialu wykopyrtnęli się przed samą metą...

1
Lost

W naszym zestawieniu 4 największych fabularnych rozczarowań w serialach wyróżniliśmy aż trzy finały rozmaitych produkcji (Lost, Dexter, True Blood), więc nie chcemy się powtarzać, ale jeden z nich zasługuje na dodatkową chłostę.

W połowie poprzedniej dekady Zagubieni rzeczywiście stanowili awangardę serialowej rewolucji (podobnie jak m.in. Prison Break). Pojawiły się wielkie budżety, scenarzyści na poważnie zabrali się za rozkminianie progresywnych fabuł i człowiek przyglądał się temu wszystkiemu z wypiekami na twarzy. W przypadku Lostów - do czasu. Dość szybko okazało się, że twórcy są jak dzieci we mgle i nikt tam nie jest w stanie ani udźwignąć presji hype'u, ani wyjść z sytuacji z twarzą. Finałowe rozwiązanie można porównać zatem do sytuacji najbardziej naje*anego ziomka na melanżu, który chciałby dyskretnie zawinąć się do domu, ale w drodze do drzwi ślizga się na skórce od banana (he he), zalicza wywrotkę, rozbija wazę, wymiotuje i oddaje na siebie mocz.

2
House

Hugh Laurie wykreował w Housie jedną z najbardziej niezapomnianych ról dramatycznych w historii, ale z perspektywy czasu ten serial wydaje się jednak znacznie gorszy niż kiedyś sądziliśmy. Schematyzm odcinków, toczeń jako rozwiązanie trzech czwartych medycznych zagadek...

Wszystkie zarzuty bledną jednak przy tym, co David Shore, Peter Blake i Eli Attie zafundowali widzom w 177. odcinku, czyli najpierw przelot rodem z Opowieści wigilijnej, gdy Gregory'emu House'owi objawiają się duchy z przeszłości, a potem naciągany finał ze sfingowaniem własnej śmierci i podróżą w nieznane. Czy nagle znaleźliśmy się w Leśnej Górze?!

3
The Office

Zacznijmy od tego, że ludzkość nie wymyśliła zbyt wielu rzeczy lepszych od The Office i dlatego z niecierpliwością czekamy na nowy serial Grega Danielsa ze Stevem Carellem w roli głównej. Problem w tym, że wraz z wyautowaniem się Carella w ósmym sezonie Biura, produkcja zaczęła tonąć w odmętach sztampy i przeciętności, stając się swoją własną karykaturą. Odcinki numer 24 i 25 dziewiątej serii były właściwie tylko smutnym posumowaniem tego pikowania. Debilne wątki i gagi, mnóstwo ckliwości i retrospektyw, wyciąganie z pawlacza starych bohaterów...

Nawet Michael Scott nie był w stanie tego uratować.

4
True Detective

- Pięć lat temu pierwszy True Detective niejako przez aklamację został okrzyknięty arcydziełem czasów serialowej rewolucji. Wszystko za sprawą niezapomnianego duetu aktorskiego McConaughey – Harrelson, klimatycznego sportretowania amerykańskiego zadupia oraz włączenia wątku nadrealnego czy okultystycznego do kryminalnej fabuły [...]. Na fali gloryfikacji Detektywa z 2014 roku wszyscy zdają się zapominać o rozczarowaniu, jakie towarzyszyło zakończeniu pierwszego sezonu, które odarło serial z nadnaturalnej grozy - pisaliśmy po finale trzeciej serii True Detective.

Historia Rusta Cohle’a i Marty’ego Harta pozostaje dla nas nietykalna, natomiast trzeba sobie powiedzieć, że kiedy cały świat snuł domysły i fantazje na temat zakończenia, Nic Pizzolatto nie tylko wziął igłę i bezceremonialnie przebił ten balonik oczekiwań w cholerę, ale jeszcze dorzucił na koniec scenę, w której poziom cukru jest wprost nie do zniesienia. Chcielibyśmy zobaczyć kiedyś Detektywa poświęconego zbrodni dokonanej przez scenarzystę w tym series finale.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Różne pokolenia, ta sama zajawka. Piszemy dla was o wszystkich odcieniach popkultury. Robimy to dobrze.
Podobał Ci się ten artykuł?

Kliknij, żeby widzieć więcej podobnych w swoim feedzie.