Timothée Chalamet w rozczulającym filmie o kanibalach, który musicie zobaczyć (RECENZJA)

Zobacz również:Kukon zamierza wydać w tym roku cztery albumy. Zaczął od bardzo mocnego (RECENZJA)
Bones and all
materiały promocyjne

Fun fact: Luca Guadagnino nakręcił piękne cannibal love story. Do ostatniej kości już w kinach!

Artykuł pierwotnie ukazał się we wrześniu 2022 roku.

Na początek depesza z czerwonego dywanu. Nieznośny ukrop, lampa taka, że trudno wystać. Ludzie mimo to czatują pod kinem od kilku godzin, by zająć miejsce pod barierkami. Potem pojawia się on i następuje zwolnienie blokady. Niektórym z oczu leją się łzy, słychać krzyki i wrzaski. Napieranie, przeciskanie, wynoszenie na noszach mdlejących dziewcząt. Kiedy znika z zasięgu wzroku, tłum szykuje się na strategiczny manewr – okrążają budynek, wiedzą, że czmychnie chyłkiem z drugiej strony. Znowu masowa histeria, ludzie tak dają się ponieść nastrojowi, że rzucają się pod koła samochodu, w którym go wywożą. Piękne, a jednocześnie dantejskie sceny. Podobne odnotowano w epoce beatlemanii. Timothée Chalamet doprowadził na festiwalu w Wenecji ludzi do szaleństwa. Nie ma w tej chwili gorętszego nazwiska.

Timmy na premierze Do ostatniej kości podczas festiwalu filmowego w Wenecji wyglądał jak milion dolarów, złośliwi twierdzą, że ekstrawagancki kombinezon bez pleców to w rzeczywistości cosplay Tumnusa z Opowieści z Narnii. Koniecznie obczajcie i sami oceńcie! Mniejsza jednak o stylówkę ze ścianki i dywanu. W nowym filmie Luki Guadagnino złote dziecko kina nosi się jak łajza. Podarte na strzępy jeansy, stare trampki, sprana bluza. Ekranowy Lee wygląda tak, jakby Ameryka go pożarła, przeżuła i wypluła. Trochę o tym jest ten film – ludziach poza nawiasem, innych, niechcianych. Niepasujących do społeczeństwa.

72761-BONES_AND_ALL_-_Taylor_Russell_and_Timoth__e_Chalamet__Credits_Yannis_Drakoulidis__Metro_Goldwyn_Mayer_Pictures___3_.jpg
fot. kadr z filmu "Bones and all"

Na początku jest niewinnie – scenka rodzajowa, znajdziecie taką w co drugim coming-of-age. Koleżanka zaprasza koleżankę do siebie na noc. Maren z domu ruszać się nie może, tata nie pozwolił, ta wymyka się przez okno, leci na imprezkę. Klimat We Are Who We Are wjeżdża na pełnej: chillera, robienie paznokci do Duran Duran, wylegiwanie się na dywanie. Leci tak do momentu, aż nasza bohaterka nie dorwie się do palucha koleżanki i go nie odgryzie. Do ostatniej kości to adaptacja powieści Camille DeAngelis. Kręci się wokół nastolatki-kanibalki. Po każdym wybryku – sama jeszcze przyzna, że zeżarła swoją nianię, kiedy była dzieckiem – pakuje rzeczy, ucieka, zaczyna od nowa w nowym miejscu. Dotąd jej stronę brał ojciec, ale teraz ją zostawił. Na stole leży akt urodzenia i trochę kasy. Musi sobie jakoś radzić.

Maren rusza w trasę. Docelowo ma odnaleźć matkę i dowiedzieć się czegoś o tym, co po niej odziedziczyła, ale po drodze poznaje innych kanibali. Wiele wskazuje na to, że takich jak ona jest więcej – rozproszyli się po kraju, podobnie jak nomadzi z Nomadland nie mogą zagrzać nigdzie miejsca i wolą trzymać się bocznych dróg. Guadagnino daje Maren do towarzystwa inne bratnie dusze, przede wszystkim Lee’ego. Buduje między nią a nim historię miłosną, której punktem kulminacyjnym może być idealny dom, praca, nawet rodzina. Zacznijmy być ludźmi – rzuca Maren. Przed tym będą musieli się dotrzeć, popełnić razem kilka głupot, zaspokoić głód. Pytanie, czy potrafią żyć inaczej i zmienić nawyki żywieniowe?

72763-BONES_AND_ALL_-_Taylor_Russell_and_Timoth__e_Chalamet__Credits_Yannis_Drakoulidis__Metro_Goldwyn_Mayer_Pictures___2_.jpg
fot. kadr z filmu "Bones and all"

Para kanibali w podróży po Ameryce. Szukają mięsa, miłości i przynależności. Brzmi jak wrzucone od czapy, prawda? Albo inaczej: nie czujecie w tym podejrzanego powinowactwa ze sprawą Armiego Hammera? Było ryzyko, że wyjdzie krindżowo, ale Guadagnino zamienił to w złoto. Pod wieloma względami to body horror. Kilka scen jest obficie oblanych juchą, toczą się tu krwawe uczty, ale nie jest to najbardziej wstrząsający element filmu – znacznie trudniej przejść obojętnie wobec tego, jak Guadagnino pokazuje włóczęgę bohaterów. Maren i Lee robią momentami wstrętne rzeczy, pożerają ciała, ale opisani są tak czule, że trudno się z ich cierpieniem nie zespolić i się tym nie wzruszyć. W Call Me by Your Name była scena, w której zapatrzony w kominek Chalamet płakał do Sufjana Stevensa. Tu dostaje podobną – na tle rozległego, amerykańskiego krajobrazu z nastrojowym gitarowym akompaniamentem Trenta Reznora i Atticusa Rossa. Łatwo wymięknąć.

Jasne, że najwięcej mówi się w kontekście tego filmu o ponownym spotkaniu Guadagnino i Chalameta. Ten pierwszy robi kolejny wysmakowany estetycznie i etycznie film. Ten drugi potwierdza na 100% aktorską jakość – cudownie wchodzi w skórę zranionego wrażliwca z farbowaną czupryną, ale trzeba upomnieć się o resztę. Taylor Russell nie odstępuje mu na krok. To piekielnie zdolna dziewczyna, swoją rolę zagrała subtelnie i oszczędnie, co tylko potęguje wrażenie, że młoda kanibalka jest tak samo ofiarą, jak drapieżnikiem. Wspomaga ich jeszcze Mark Rylance, ale najlepszy ze wszystkich jest jednak Michael Stuhlbarg. Pojawia się dosłownie na chwilę – jak w Call Me…, gdzie grał wspaniałego ojca – i całe show kradnie dla siebie. Z jego ust pada tytułowe Do ostatniej kości. Chodzi o to, że prawdziwy kanibalizm dla weteranów zaczyna się w momencie, kiedy zje się ciało innego człowieka w całości, nie pozostawiając ani śladu: z kośćmi i resztą. Ciary!

72769-BONES_AND_ALL_-_Taylor_Russell_and_Timoth__e_Chalamet__Credits_Yannis_Drakoulidis__Metro_Goldwyn_Mayer_Pictures___4_.jpg
fot. kadr z filmu "Bones and all"

Największe ciary przechodzą jednak wraz z odczytaniem reżyserskich intencji. To film o młodych ludziach bez korzeni, bez praw, bez szalupy ratunkowej na horyzoncie. Guadagnino zrobił film także o tym, jak wygląda bieda, bezdomność i wykluczenie. O życiu wyrzutka, w którym głównym celem jest przetrwanie i ukrywanie przed światem tego, kim tak naprawdę się jest. Gdyby ktoś tydzień temu powiedział, że rozczuli mnie film o kanibalach, nie uwierzyłbym.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Mateusz Demski – dziennikarz, krytyk, bywalec festiwali filmowych. Pisze dużo o kinie na papierze i w sieci, m.in. dla „Przekroju”, „Przeglądu”, „Czasu Kultury” i NOIZZ.pl. Ma na koncie masę wywiadów, w tym z Bong Joon-ho, Kristen Stewart, Gasparem Noé i swoją babcią.
Podobał Ci się ten artykuł?

Kliknij, żeby widzieć więcej podobnych w swoim feedzie.

Komentarze 0