Polskie kino wstaje z kolan. „365 dni” znów docenione w Hollywood

Zobacz również:Święto polskiej kinematografii! “365 dni” z szansą na Złote Maliny w najważniejszych kategoriach
365 dni.jpeg
fot. Netflix

Możemy cieszyć się sukcesami lokalnymi, nawet kontynentalnymi. Krajowe filmy w programach festiwali w Berlinie, Cannes czy Wenecji. Wysoka frekwencja na polskich filmach. Ale wiadomo, że splendor i sława są gdzie indziej.

Gdzie? W Hollywood. To tam co roku oprócz Oscarów przyznaje się też Złote Maliny. I w tym roku o te ostatnie powalczą druga i trzecia część 365 dni, a za kontrkandydatów oba filmy będą miały takie hity jak Jurassic World: Dominion, Blondynka czy Morbius. Co prawda Złote Maliny to wyróżnienie dla filmów najgorszych, nie najlepszych. Ale zawsze to miło, kiedy ktoś zwróci uwagę na naszą kinematografię. No i nie można zarzucić, że wybór 365 dni jest nietrafiony.

Dobra, to teraz na serio. Rywalizacja dwójki i trójki w walce o Maliny zupełnie nie dziwi, skoro – poważnie! – część druga 365 dni jest jeszcze gorsza niż pierwsza; trzecia jakoś nam z tego wszystkiego zupełnie wyleciała z głowy. Najbardziej kuriozalną sceną jest małżeński wypad na golfa, który musimy streścić: Massimo chwyta za kij, Laura siada przy trawiastym dołku, rozkłada nogi, a małżonek lekko uderza w piłeczkę i trafia do dziury. To naprawdę wydarzyło się na planie polskiego filmu, choć w scenerii słonecznej Sycylii. Większą krzywdę Sycylijczykom zrobiliśmy chyba tylko wtedy, kiedy wcisnęliśmy im Radosława Matusiaka do Palermo – pisaliśmy w recenzji dwójki. Spodziewajcie się dwugodzinnej reklamówki ekskluzywnych wycieczek z biura turystycznego łamanej na wideo promujące klub ze striptizem. Aha, jest też wątek hip-hopowy – kiedy na tradycyjnie stockowym soundtracku ni stąd, ni z owąd pojawia się jakiś rapujący koleżka, główny bohater zaczyna się masturbować. Chcielibyśmy powiedzieć, że to żart – a to z kolei fragment recenzji części trzeciej. ZACHĘCENI?

Na pewno jest tak, że świat zwrócił uwagę na ekranizacje książek Blanki Lipińskiej z prostego powodu: są dostępne na Netfliksie. Zadziałała viralowość: masa ludzi obejrzała fragment, stwierdziła, że jest to tak koszmarne, że trzeba opowiedzieć o tym ludziom, i nagle 365 dni stało się najchętniej oglądanym tytułem świata. Na szczęście tylko przez moment. Stąd obecność wszystkich trzech części (bo jedynka walczyła o Maliny dwa lata temu) w tych nagrodach. Dwójka i trójka powalczą o Maliny w kategoriach: najgorsza ekranowa para i najgorszy sequel, remake bądź zrzynka.

Tegoroczny faworyt Malin to wyjątkowo bolesny cios dla Netfliksa; przecież Blondynka Andrew Dominika była zapowiadana jako jedna z najważniejszych premier roku, tymczasem adaptacja książki Joyce Carol Oates okazała się ogromnym rozczarowaniem. To rozwlekły, ciężki w odbiorze snuj, maskujący płaszczykiem snu brak cienia sensownych wyjaśnień na realizatorskie tricki reżyserai tu też fragment naszej recenzji. Najwyraźniej członkowie Golden Raspberry Award Foundation podzielają te odczucie, nominując Blondynkę aż ośmiokrotnie. Siedem nominacji otrzymała komedia Miłego żalu, sześć – Pinokio. Warto zatrzymać się na moment przy Miłego żalu, bo reżyser, scenarzysta i aktor tego filmu dostał aż cztery indywidualne nominacje. Dobrze go znacie, bo to Machine Gun Kelly, którego kiepska passa zdaje się nie mieć końca.

Wręczenie tegorocznych Złotych Malin odbędzie się 11 marca, dzień przez ceremonią oscarową.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Współzałożyciel i senior editor newonce.net, współprowadzący „Bolesne Poranki” oraz „Plot Twist”. Najczęściej pisze o kinie, serialach i wszystkim, co znajduje się na przecięciu kultury masowej i spraw społecznych. Te absurdalne opisy na naszym fb to często jego sprawka.
Komentarze 0